TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 08:47
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) część CVI

Jasna i ta druga strona księży(ca) część CVI?

Mateusz wyszedł od Księdza Biskupa i poszedł prosto do kurialnej kaplicy. Wszedł do gabinetu swojego zwierzchnika jako wikariusz, a wyszedł jako proboszcz de facto, choć dekretu jeszcze nie otrzymał. Niby się tego spodziewał, ale wyczerpała go intensywność rozmowy, a właściwie te montagne russe jak nazywają we Włoszech ten rodzaj karuzeli, gdzie się leci na zbity pysk w dół, a potem nagle ostro w górę i tak w kółko. No właśnie, jak się taka karuzela nazywa po polsku? To symptomatyczne, że ciągle jeszcze niektóre rzeczy potrafił nazwać tylko po włosku. Czyli jak to będzie po polsku? Diabelski młyn? Nie, no rozmowy z Księdzem Biskupem nie można nazwać diabelskim młynem... Więc niech już będą te montagne russe, czyli ruskie góry. Oj były to ruskie góry, były, w tej rozmowie, z dołu do góry i z góry na dół. Najpierw prawie się poczuł jedną nogą na Fiumicino w Rzymie, a potem z pewną ulgą jednak proboszczem w Polsce, by następnie ulga (a może jednak chęć bycia niezbyt daleko od Ani?) ustąpiła miejsca przerażeniu: probostwo, owszem, ale z budową. I jeszcze na dodatek z wikariuszem! Mateusz wszedł do kaplicy i zapragnął się pomodlić tak, jak najbardziej lubił. Popatrzeć na Pana Jezusa, a On niech się popatrzy na niego. Bez słów, bez myśli, bez mazgajenia się: „Panie, dlaczego?“ Na początku mu się nie udawało i jednak jęczał, że on się nie nadaje na budowę. A już nawet, dobra, mógłby budować, ale ledwo z sobą sobie radzi, a tu jeszcze wikariusz.
- Panie Jezu, że Ksiądz Biskup może sobie myśleć, że ja taki szlachetny młodszemu odstąpiłem wyjazd do Włoch to mogę zrozumieć, ale Ty przecież wiesz, co mi się we łbie kotłuje... Ja ledwo to wszystko ogarniam, a tu budowa i wikariusz. Jak mi przyjdzie taki, jak ten, co to swojemu proboszczowi powiedział, żeby mu Mszy Świętych nie wyznaczał, bo on nie czuje głodu eucharystycznego, to przecież ja mu do tyłka nakopię, albo rektorowi co go z seminarium wypuścił... - jęczał Mateusz w skrytości swojego serca, ale Pan Jezus z krzyża tylko patrzył. Po chwili również Mateusz ograniczył się więc tylko do patrzenia. Przestał myśleć o sobie. Przez chwilę pomyślał o Panu Jezusie, ilu On ma kapłanów na całym świecie, co mu tak jęczą, bo nie ta parafia, bo kanonia, prałatura, bo święte pragnienie biskupstwa, bo celibat... A potem pomyślał o Biskupie i o puzzlach, które musi poukładać. Bo jeśli ksiądz się nie sprawdza na jakiejś parafii, to co on ma zrobić, dać go na inną? A jak się na drugiej nie sprawdza? Zastrzelić? I poczuł się taki malutki, że on na zapas martwi się jednym wikariuszem, którego Ksiądz Biskup mu przydzieli. I potem już nie myślał tylko tak patrzyli na siebie wzajemnie, on i Pan Jezus, a im dłużej to trwało, tym bardziej Mateusz czuł tego kręciołka w żołądku, który zawsze się pojawiał, kiedy Mateusz był czymś podekscytowany, albo nie mógł się czegoś doczekać. Tak było przed szkolnymi wycieczkami, przed pielgrzymkami, przed święceniami, przed wyjazdem do Włoch. A, no i przed pierwszą randką. To znaczy, dla niego to była randka, bo ona nic nie wiedziała. Ale kręciołek był jak najbardziej. I teraz, kiedy się wpatrywał w Pana Jezusa, ten kręciołek się nakręcał i nakręcał. Aż w końcu się przeżegnał i wyszedł z kaplicy, bo się przestraszył, że jeszcze mu się Pan Jezus z krzyża odchyli, jak do Świętego Franciszka.
Wyciągnął telefon. Napisał esemesa do brata, że został proboszczem. Jakby żyła mama, to ona miałaby palmę pierwszeństwa. No, ale ona już wszystko wie.
- Właśnie matulu, czy to czasem nie twoja sprawka, ta budowa i w ogóle? - Mateusz spojrzał w niebo, a właściwie w sufit kurialnego korytarza. - Nie, mamuś, ty byś mnie nie chciała na budowie, to może ojciec sobie umyślił, że jak wnuka mu nie dam, to może choć coś zbuduję i jakie drzewko posadzę? - jednakże sufit w dalszym ciągu milczał, a delikatne pęknięcia na farbie nie przybierały żadnego kształtu, któremu można by przypisać jakieś znaczenie.
Brat odpisał niemal natychmiast z gratulacjami, ale nawet nie zapytał, dokąd Mateusz idzie, co w sumie szczególnie go nie zdziwiło. Zapomniał. A teraz pewnie będzie snuł domysły. Mateusz postanowił go zostawić w niepewności i wybrał numer Macieja.
- Mateuszku, nic nie mów, zgadnę - Maciej nie pozwolił mu powiedzieć nawet słowa. - Wracasz do Włoch! Już się cieszę, bo się stęskniłem za owocami morza i białym winem. Fakt, trochę będziesz daleko, ale jakoś to udźwigniemy.
- Nie jadę do Italii. Idę na probostwo - powiedział zwięźle Mateusz, choć był nieco zaskoczony, że Maciej miał jakieś wiadomości czy przeczucia na temat ewentualnego kontraktu w Italii.
- Żartujesz! - z niedowierzaniem w głosie wyrzucił z siebie Maciej. - Przecież ostatnią parafią brakującą w układance był Strzywąż!
- Zgadza się, idę do Strzywąża - potwierdził Mateusz.
- Mati, powiedz mi, że nie miałeś żadnej alternatywy, proszę cię, powiedz mi, że nie miałeś innego wyjścia, że Ksiądz Biskup po prostu wziął cię do ołtarza, kazał klękać i w posłuszeństwie dotykając ręką ołtarza przyjąć tę parafię. Bo jeśli MIAŁEŚ jakiś wybór, a wziąłeś Strzywąż to będziesz do końca życia żałował - gorączkował się Maciej.
- Stary, ale ja naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Nie sądzę, żeby było ważne, czy miałem jakiś wybór, czy nie - Mateusz wolał teraz nie wyjawiać koledze, że mógł do Italii pojechać. - Tam mnie mój Ksiądz Biskup posyła i tam idę. Co może być w tym dziwnego? Co tam takiego złego w tej parafii? Straszy?
- Mateusz, ja już pomijam fakt, że twoi włoscy przyjaciele prędzej jajo zniosą, niż wymówią nazwę tej parafii - powiedział nieco spokojniejszym tonem Maciej, a Mateusz zaśmiał się w duchu, bo już w wyobraźni słyszał te próby. - Ale ta budowa ciągnie się przecież od wielu lat. Są ciągle problemy geologiczne. Wlali tam nie wiem ile tysięcy ton betonu, żeby się to wszystko nie zapadło. No i trzeba powiedzieć, że niestety obecnego proboszcza sprawa przerosła. Dobry kapłan, ale nie na budowę. Podobnie jak ty, nie obraź się - zakończył Maciej.
Mateusz poczuł, że kręciołka jakby mu kto ręką odjął. Zdał sobie sprawę, że on o tym Strzywążu nie wie absolutnie nic.
- Ty to potrafisz człowieka natchnąć optymizmem - powiedział Mateusz cicho do przyjaciela.
- A co cię będę czarował, przecież sam się zarzekałeś, odkąd cię znam, że nie widzisz siebie na budowie, ale wiesz co? - Maciej zawiesił głos.
- No czym mnie jeszcze chcesz dobić?
- To będzie albo katastrofa, albo strzał w dziesiątkę. Ja osobiście obstawiam katastrofę, ale kto wie? Tak sobie próbuję wyobrazić, jakie motywy kierowały naszym szefem. I być może on zupełnie trafnie zdiagnozował, że w tym Strzywążu ludzie są zajechani tą budową. Że tam trzeba kogoś, kto się rzuci w duszpasterstwo, rozbuja tę parafię, odciągnie ich uwagę od tego budującego się kościoła, no a ten kościół wybuduje tak jakby przy okazji, mimochodem... Nie wiem, czy chwytasz ideę? - zapytał Maciej.
- Czekaj, czekaj! To ja myślę sobie, że jak z wszystkich moich sił się skoncentruję na tych nieszczęsnych cegłach, to może jakimś cudem dam radę z Bożą pomocą wybudować coś, co się nie zawali, a ty mówisz, że mam całą parę poświęcić na inne sprawy, a budować... mimochodem???
- Dokładnie tak. Jestem przekonany, że to właśnie miał na myśli Ksiądz Biskup. I myślę, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda - Maciej wydawał się być absolutnie pewny swojej diagnozy. - Halo, jesteś tam jeszcze?
- Jestem, jestem. Szczypię się w przedramię, może się obudzę - odpowiedział Mateusz.
- Kiedy masz objąć parafię?
- Od 1 sierpnia, ale jeszcze nie mam dekretu - zastrzegł Mateusz.
- No to zabieram cię na twoje ostatnie wikariuszowskie wakacje. W przyszłym tygodniu w piątek bądź spakowany na 8.00 rano. Tylko niezbędne rzeczy, ok?
- Wiesz co, fajnie by było, ale ja akurat resztę pieniędzy pożyczyłem bratu...
- Czyli idziesz na probostwo bez grosza? Mamma mia, że też tacy się jeszcze rodzą... Przecież powiedziałem, że ZABIERAM cię na wakacje, zrozumiano? I bez dyskusji. Do piątku. Aha! Mati, nie jedź tam na razie do tego Strzywąża, dobra??

Jeremiasz Uwiedziony

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!