TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 16:55
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księży(ca) - 276

Jasna i ta druga strona księży(ca) - odcinek 276

ilustracja

Mateusz bardzo lubił celebracje liturgiczne Triduum Paschalnego i ciężko mu teraz było pogodzić się z faktem, że pracuje z trzema wikariuszami, no i trzeba było się podzielić. Zwłaszcza, że jego poprzednik, który był specjalistą w sprawach budowlanych i można powiedzieć doskonale odnajdywał się w organizowaniu prac gospodarczych, załatwianiu materiałów i często był w rozjazdach, a więc podczas Triduum sobie „odrabiał”, aby parafianie o nim nie zapomnieli i właściwie przewodniczył wszystkim liturgiom. Wikariusze nie byli z tego powodu szczęśliwi, ale jak im powtarzał, kiedyś będą proboszczami to się jeszcze „naodprawiają”. Najmłodszy wikariusz Dawid w poprzedniej parafii też nigdy nie sprawował żadnej liturgii jako główny celebrans i Mateusz właściwie miał wszystkich księży spragnionych celebracji. Z jednej strony cieszyło go to, bo to chyba świadczy o jakimś zdrowiu duchowym, jeżeli kapłan kocha liturgię i chce ją sprawować i to dobrze, że młodym księżom na tym zależy. Ale z drugiej... żal mu było. A ponieważ nie chciał żadnego z nich odsyłać do przyszłego roku, więc oddał wszystkie liturgie: Dawid jako najmłodszy wziął Wielki Czwartek, Daniel Wielki Piątek - bo jak stwierdził, on tych krzyży ma z młodych księży najwięcej, a Szymon liturgię Wigilii Paschalnej.
- A ty proboszcz będziesz mógł poświęcić pokarmy w Wielką Sobotę, i pocieszę cię, to właśnie ty będziesz miał największą frekwencję - śmiał się Daniel, ale miał rację co do frekwencji.
I w ten sposób Mateusz przeżył święta prawie jak nie ksiądz. I było to całkiem interesujące doświadczenie, ale już przy wielkanocnym śniadaniu odgrażał się wikariuszom, że za rok on bierze wszystkie liturgie, żeby było sprawiedliwie.
- W sumie to ksiądz proboszcz ma rację, bo takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego - śmiał się Szymon, - ale tu chodzi o wikariuszy, bo powszechnie wiadomo, że każdy proboszcz jest wart co najmniej tyle co trzech wikariuszy.
- Chyba masz na myśli proboszcza w wieku przedemerytalnym, skoro tak słabo go wyceniasz - Mateusz spokojnie wszedł w konwencję żartu.
- A w związku z tym, że nasz proboszcz nic nie robił przez całe święta i w wieku przedemerytalnym nie jest, to my teraz bierzemy wolne, a proboszcz pracuje. Na bank da sobie radę - dodał Daniel.
- Oczywiście, że dałbym sobie radę, ale wy panowie macie szkołę już za dwa dni, więc zapomnijcie o wolnym. Ja natomiast, ponieważ nie mam szkoły, i tu jestem teraz całkiem poważny, to rzeczywiście wyskoczę na kilka dni naładować akumulatory - powiedział Mateusz. - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciw temu.
- No niech ksiądz jedzie. Skoro nie martwi się o parafię i jest mu obojętny jej los i chce ją zostawić w nieodpowiedzialnych rękach, to proszę bardzo, tylko nie ręczymy za to, co ksiądz zastanie po powrocie - powiedział Szymon.
- A gdzie się proboszcz wybierasz, jeśli można zapytać? - Daniel patrzył z zaciekawieniem znad swojego talerza.
- Oczywiście, że można zapytać, ale jeszcze nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, dopiero teraz jak zażartowałeś o tym wolnym to pomyślałem, że teraz jest właściwie ostatnia szansa, żeby się wyrwać na kilka dni, bo potem bierzmowanie, Pierwsza Komunia Święta i Boże Ciało. Ale nie wiem gdzie, nie wiem z kim. Może Maciej sobie znajdzie zastępstwo i skoczymy gdzieś razem. Albo i tak będzie, że nigdzie nie pojadę, ale wy na wszelki wypadek bądźcie gotowi, że mnie nie będzie przez 3-4 dni.
- Na księdza miejscu pojechałbym nad nasze polskie morze – podpowiedział Dawid. - Ludzi prawie nie ma, full noclegów za grosze i święty spokój.
- Wiesz, ja jestem raczej typ na góry, ale kto wie? Nie lubię smażenia się na plaży, ale o tej porze roku to raczej nie grozi - powiedział Mateusz po chwili namysłu.
Pomysł podrzucony przez Dawida najwyraźniej zapuścił korzenie w umyśle Mateusza, bo nie mógł się go później pozbyć. Zwłaszcza, że sieć dróg w Polsce była coraz lepsza i podróż nad morze, nawet na dwa, trzy dni nie była jakąś szczególnie trudną i męczącą wyprawą. Postanowił zadzwonić do Macieja.
- Zwariowałeś? Przecież w lutym byliśmy na nartach, gdzie ja teraz znajdę jakieś zastępstwo?
- W lutym? – Mateusz zdał sobie sprawę, że całkiem niedawno był na kilkudniowym wyjeździe. - To czemu ja się czuję taki zmęczony?
- Może się starzejesz? - zaśmiał się Maciej - Słuchaj, możemy coś pomyśleć na weekend majowy, bo u mnie przyjdzie rodak misjonarz i ja będę mógł się wyrwać, a ty masz wikariuszy u też będziesz mógł.
- W maju nie dam rady - powiedział Mateusz wpatrując się w swój kalendarz.
- Przecież masz wikariuszy, chłopie! Daj im trochę popracować... Jestem ciekaw, czy chociaż odstąpiłeś któremu jakiś dzień Triduum, ale jak znam życie wszystko sam odprawiłeś. Tobie wikarzy są niepotrzebni...
- Wyobraź sobie, że pierwszą funkcję jaką sam prowadziłem była Msza rezurekcyjna rano - odpowiedział tryumfalnie Mateusz.
- Poważnie? No to chyba sporo cię to kosztowało - Maciej, który doskonale znał Mateusza, nie potrafił ukryć zdziwienia.
- Nie. Odprawili za darmo - zażartował Mateusz. - W każdym razie ja w maju nie mogę. No to nic, chyba sam pojadę. Trzymaj się Maciej.
Chociaż wcześniej wcale o tym nie myślał, to teraz zaczął brać zupełnie na poważnie możliwość samotnego wyjazdu. Powoli wszystko precyzowało się w jego głowie. Spakuje się, zabierze kilka książek i po prostu pojedzie bez żadnych rezerwacji i pośpiechu. Odpocznie, poczyta, pochodzi po plaży i wróci przed niedzielą. Nawet zaczęła mu się ta myśl bardzo podobać. Kiedy oznajmił ją chłopakom wszyscy zgodnie stwierdzili, że to dobra opcja.
Nazajutrz wyjechał, tak jak zakładał, bez pośpiechu. Odprawił poranną Mszę Świętą, wrzucił mały plecak do swojego volkswagena transportera i około 10.00 po śniadaniu ruszył w drogę. Pogoda była piękna i miał nadzieję, że taka sama utrzyma się przez kolejne trzy dni. Czuł się świetnie i pomyślał, że naprawdę bardzo mu brakowało takiego wyjazdu. I pożałował tych wszystkich dni, bo przecież jeden, dwa niemal w każdym miesiącu się zdarzają, kiedy oprócz porannej Mszy Świętej nie miał innych zaplanowanych spotkań, ale siedział na miejscu biorąc się za jakieś zajęcia, które równie dobrze mógł zrobić w innym wolnym momencie. A przecież mógł ruszyć się z miejsca, popatrzeć na świat, odwiedzić kolegów. Po prostu zgnuśniał. Nie podobało mu się to. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj był szczęśliwy. Jechał nad morze i miał parę dni dla siebie.
Już w północnej Polsce w pewnym momencie zauważył drogowskaz w prawo prowadzący na „drogę widokową”. Ponieważ mu się nie spieszyło, więc skręcił. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie to zbyt dobra droga, ale ostrzył sobie zęby na piękne widoki. I nie zawiódł się. Droga wiodła obok małych porośniętych trzciną jeziorek. W pewnym momencie postanowił zjechać na parking turystyczny i wyjść na krótki spacer. Powietrze pachniało wiosną i Mateusz odmówił kilka dziesiątków Różańca, po czym wrócił do samochodu. Kiedy ruszał w dalszą drogę zauważył, że dziwnie ściąga go w lewą stronę. Ponownie zatrzymał się i wyszedł, aby sprawdzić koła.
- O nie, Boże, proszę Cię, tylko nie to! - jęknął kiedy zobaczył, że lewe przednie koło było właściwie bez powietrza. Przypuszczalnie na parkingu wjechał na coś, co przebiło oponę. Spojrzał na swoją komórkę, aby zobaczyć, która godzina i dopiero wtedy się zorientował, że telefon był wyłączony. A on tak się cieszył, że nikt mu nie przeszkadza. Włączył szybko komórkę i zabrał się za zmianę koła. Na szczęście koło zapasowe wglądało ok i lewarek był prosty w użyciu. Wyciągnął je na wierzch, ale zanim cokolwiek zrobił jego komórka jak oszalała zaczęła emitować sygnały o przychodzących esemesach. Mateusz spojrzał na ekran. Sześć esemesów i osiem nieodebranych połączeń było od ks. Daniela.
- O nie... - westchnął Mateusz i nawet nie czytając wiadomości natychmiast zadzwonił do Daniela.
- No wreszcie! Myślałem, że się proboszcz wyłączyłeś na cale cztery dni. Mam złe wieści. Umarła pani Krysia i chyba nawet proboszczowi nie muszę mówić, że ten pogrzeb tylko ty możesz odprawić.
- Dla pani Krysi wróciłbym choćby i z antypodów – odpowiedział Mateusz. - A kiedy pogrzeb?
- Jutro, bo akurat jest jej córka, a pojutrze wraca do Norwegii – odparł posępnie Daniel, bo wyobrażał sobie minę swojego proboszcza.

Jeremiasz Uwiedziony
Ilustracja Marta Promna
CDN. Wszystkie imiona i fakty w powyższym opowiadaniu są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistości
jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!