TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 16:18
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca 273

- No to jaki jest plan „C”? - zapytał Mateusz.
- Sam byś mógł coś wymyślić, w końcu to ty zawaliłeś nam urlop organizując wycieczkę w połowie tygodnia... - odpowiedział zgryźliwie Maciej, ale z wyrazu jego twarzy można było wywnioskować, że składa w myślach ostatnie puzzle. Rzeczywiście, po kilkudziesięciu kolejnych sekundach jego twarz zupełnie się rozluźniła i wyraźnie rozjaśniła.
- No dobra, niech ci będzie! – powiedział.
- Niech mi będzie co? - Mateusz nie mógł nadążyć za ciągiem myślowym przyjaciela.
- Zgadzam się - odpowiedział Maciej.
- Ale na co? Co ty świrujesz Maciej? - Mateusz już zupełnie nie rozumiał, czy mówił poważnie, a jeśli tak, to do czego nawiązywał.
- Kiedyś mówiłeś, że przed laty jeździłeś na nartach, ale ponieważ nauczyłeś się sam, to jeździłeś jak łamaga. No i chciałeś wybrać się na dzień, dwa na narty, wynająć instruktora, żeby cię trochę skorygował i w ten sposób sprawdzić, czy narty cię jeszcze kręcą. No i namawiałeś również mnie, żebym wziął te lekcje jazdy, że może i mnie się spodoba i wtedy będziemy razem na narty jeździć. Pamiętasz jak mnie namawiałeś? - zapytał Maciej.
- No pamiętam, że cię namawiałem, ale...
- No to właśnie mówię ci wyraźnie, że się zgadzam - przerwał mu Maciej.
- Maciek, ja ci tę propozycję składałem chyba z osiem lat temu... - jęknął Mateusz. - Nie wspominając, że ważyłem wtedy z dziesięć kilo mniej.
- Nieważne. Nigdy tej propozycji nie odwołałeś, więc może wreszcie dojrzeliśmy, aby to zrobić. Poza tym zauważ, że próbuję uratować nam ferie, które ty nam załatwiłeś „na cacy” - Maciej nie zamierzał ustępować.
- Jak sobie to wyobrażasz? - zapytał Mateusz szukając jakichś słabych punktów, których mógłby się uczepić, żeby jednak koledze wybić z głowy ten pomysł.
- I takim cię lubię – uśmiechnął się Maciej.
- A więc przechodzimy do konkretów. Oto mój plan „C”. I ostrzegam cię, że planu „D” nie ma, ok? No więc słuchaj. W niedzielę po ostatniej Mszy wyruszamy razem do Kotliny Kłodzkiej. W poniedziałek, wtorek i środę do południa relaks i góry, późnym wieczorem jesteśmy u ciebie w Pomyślu. W czwartek ty jedziesz na swoją wycieczkę z parafianami, a w piątek z samego rana ruszamy na najbliższy stok narciarski, nie mam zielonego pojęcia gdzie to będzie, ale dzisiaj do wieczora na pewno to namierzę, i przez dwa dni jeździmy na nartach. Znaczy uczymy się jeździć na nartach. Aha, i na narty jedziemy w dwa samochody - zakończył prezentację Maciej.
- Ale dlaczego w dwa samochody?
- No bo... zabierzemy ze sobą szóstkę dzieciaków z mojej parafii - powiedział Maciej tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Skoro przez twoje parafialne zaangażowanie mamy całe ferie rozbite, to chyba nie masz nic przeciwko temu, że ja też połączę przyjemne z pożytecznym. Mam taką grupkę z gimnazjum, która od lat męczy mnie, żeby ich zabrać na narty, z raczej biedniejszych rodzin, więc myślę, że takie dwa dni nie będą kosztować za wiele, a my przy okazji sprawdzimy się na śniegu. No co? Chyba nie powiesz, że mój program ci się nie podoba?
- No dobra, skoro chodzi o te dzieciaki, to jedźmy, zobaczymy co z tego wyjdzie. – zgodził się Mateusz. - I niech Bóg ma nas w swojej opiece.
- Spokojna głowa – uśmiechnął się Maciej. - Wiesz co? Poczułem się, jakbym znowu był wikariuszem i organizował szalone wakacje.
- Lepiej żeby one szalone nie były, bo czasy się zmieniły... - zauważył Mateusz.
- Ale nie tęsknisz za czasami, kiedy po dwóch tygodniach wpadało się do domu wieczorem, żeby przepakować świeże ciuchy i nazajutrz rano ruszać w kolejną wyprawę? - zapytał Maciek z błyskiem w oku.
- Oczywiście, że tęsknię... No to ten drugi tydzień ferii będzie rzeczywiście trochę szalony, jak dawniej. Wrócimy chyba bardziej zmęczeni niż będziemy wyjeżdżać – zauważył Mateusz.
- Bylebyśmy wrócili cali. A poza tym to zmęczenie fizyczne dobrze nam zrobi, chodzi o to żeby mentalnie odpocząć - zamknął temat Maciej.
***
Pierwsza część ferii przebiegła zgodnie z planem. Spędzili z Maciejem kilka dni w Kotlinie Kłodzkiej, była fantastyczna zimowa pogoda, i pomimo tłumów potrafili każdego dnia znaleźć zajęcie z dala od zgiełku. Obaj ponownie poczuli zew gór, choć mogli sobie pozwolić zaledwie na długie kilkugodzinne spacery, a nie na jakieś forsowne marsze. Zwłaszcza Maciej dbał, żeby się nie przemęczyli.
- Słuchaj, jeżeli mamy w tym tygodniu śmigać na nartach, to nie możemy sobie pozwolić na przetrenowanie. Ja nie mam zamiaru mieć zakwasów - powtarzał za każdym razem, kiedy na horyzoncie pojawiało się schronisko albo kawiarnia. A Mateusz nie protestował.
W środę późnym wieczorem wrócili do Pomyśla w doskonałych nastrojach. Czwartkowa wycieczka okazała się wielkim sukcesem. Niemal dwieście osób wybrało się na jednodniową wycieczkę do sanktuarium Matki Bożej w Lipiczach i rzeczywiście, zgodnie z przewidywaniami ks. Daniela ponad połowę stanowiły starsze panie. Ale dzieci też było bardzo dużo, więc w sumie cel został osiągnięty. Mimo, że było bardzo zimno cała wyprawa świetnie się udała. Jedynie na kiełbaski z grilla trzeba było trochę poczekać, ale w półtorej godziny wszyscy byli najedzeni i zadowoleni, a miejscowi franciszkanie nie żałowali gorącej herbaty.
Mateusz był wdzięczny, że jeden z kierowców zaproponował mu wzięcie grilla na gaz, który świetnie się sprawdził, a zakupując w cenie hurtowej kiełbasę i chleb można było znacznie obniżyć koszty tej wyprawy w całości pokryte ze środków parafialnych. Mateusz wolał nie myśleć, ile kosztowałby go nawet skromny posiłek w barze dla dwustu osób. Kiedy późnym popołudniem wracali do domu, dzieciaki które stanowiły większość pasażerów w jego autokarze, dosłownie padły ze zmęczenia i mało kto nie spał, Mateusz zaczął rozmyślać o jutrzejszej wyprawie na narty. Dobrych kilkanaście lat nie miał desek na nogach i był coraz bardziej podekscytowany. Czy w ogóle będzie jeszcze pamiętał jak się jeździ?
***
Okazało się, że rzeczywiście z nartami jest tak, jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. Wspomagany radami instruktora Mateusz radził sobie w miarę dobrze od samego początku. Niestety nie można tego było powiedzieć o Macieju, który zupełnie nie chciał zrozumieć, że aby utrzymać kontrolę nad nartami trzeba się pochylić do przodu i regularnie uchylał się do tyłu i lądował na stoku. Któryś z takich upadków kosztował go skręceniem kostki i już w piątek około południa Maciej zakończył przygodę z nartami. A Mateusz musiał się zająć jego grupką młodzieży. Na szczęście cztery dziewczyny i dwóch chłopaków świetnie sobie radzili na stoku, znacznie lepiej niż on, więc Mateusz mógł spokojnie doskonalić swoje umiejętności. I tak było przez całe piątkowe popołudnie, a także w sobotę rano. Poczuł się już dość pewnie i kiedy młodzież zaproponowała mu, żeby wszyscy razem zjechali najtrudniejszą trasą zgodził się po krótkiej chwili wahania.
- W końcu wy sobie na pewno poradzicie, a ja też nie powinienem się zabić -  powiedział z uśmiechem i wjechali wyciągiem na górę.
Szusowali wszyscy obok siebie bez większych problemów. Ale na około 50 metrów przed końcem stoku, jakiś chłopak brzydko się wywrócił na desce snowboardowej i jedna z dziewczyn z jego grupki, Milena, z całym impetem uderzyła prosto w niego. Kontakt jej kolana z deską był tak nieszczęśliwy, że dziewczyna krzyczała z bólu. Kilkanaście osób natychmiast przyszło jej z pomocą. Szybko wezwano pogotowie. Dziewczyna cały czas płakała, więc Mateusz pomyślał, że będzie lepiej jeśli on sam, korzystając z jej telefonu, powiadomi rodziców.
- Szczęść Boże, tutaj ks. Mateusz, kolega ks. Macieja... Tak, tak, to telefon pana córki, ale właśnie miała mały wypadek na nartach i dlatego ja... - próbował tłumaczyć Mateusz.
- Jeśli mojej córce się coś stało, to ksiądz mi za to zapłaci! - wykrzyczał męski głos w słuchawce. 

Ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!