TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Marca 2024, 12:45
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jasna i ta druga strona księżyca 269

Jasna i ta druga strona księżyca

Mateusz przeglądał kartotekę parafialną i próbował ustalić program wizyty duszpasterskiej, czyli kolędy. Złapał się na tym, że choć już niemal pół roku jest tutaj proboszczem, to tak naprawdę nie zna jeszcze struktury swojej parafii. Po niemal godzinnym przekładaniu kart i układaniu w całość tego co pamiętał ze spacerów, czy ze zwykłego przemierzania parafii samochodem, doszedł do wniosku, że parafia ma właściwie trzy nieco odmienne od siebie sektory. A więc w samym centrum i w pobliżu kościoła były bloki pobudowane częściowo jeszcze w poprzednim systemie, ale też całkiem spora ilość nowych i bardzo ładnie wyglądających budynków wielorodzinnych. Wyjeżdżając z miasta w kierunku zachodnim była dzielnica Pińczyce, która pewnie dwadzieścia lat temu była podmiejską wioską, ale została wchłonięta przez miasto, przynajmniej administracyjnie, bo w wielu miejscach zachowała swój wiejski charakter. Właśnie od tej części Mateusz postanowił rozpocząć kolędę, bo najbardziej przypominała mu ona jego poprzednią parafię, choć musiał przyznać, że Strzywąż, w niektórych swoich częściach prezentował się znacznie lepiej niż dzielnica Pińczyce, z której wyraźnie ludność przenosiła się do centrum miasta i nieszczególnie dbała o zabudowania pozostawione im przez przodków. No i była jeszcze trzecia część jego parafii, na północ od kościoła, było to właściwie osiedle domków jednorodzinnych, a nawet w niektórych przypadkach wielkich willi czy wręcz posiadłości. To pewnie tego osiedla dotyczyła nazwa „Broadway”, którą kilka razy słyszał, chociaż szczerze mówiąc zabudowa ta z Broadwayem z Nowego Jorku nie miała nic wspólnego, ale pewnie w ogólnej świadomości miała oznaczać właśnie Amerykę, albo American Dream, czyli po prostu wyobrażenie o zamożnym życiu. Mateusz zrobił wstępną rozpiskę kolędy i podzielił całą parafię na trasy dla poszczególnych księży. Kiedy po kilku godzinach pracy dość zadowolony patrzył na ekran swojego komputera nagle przyszła mu do głowy myśl, która zupełnie zaburzyła jego dobry nastrój i poczucie wykonania dobrej roboty. Zdał sobie po prostu sprawę, że właśnie organizował miesiąc pracy dla siebie i trzech wikariuszy, z których dwóch miało znacznie większą znajomość parafii niż on, a on nawet nie raczył się skonsultować. I choć, jak zawsze w takich sytuacjach, stoczyła się w nim walka wewnętrzna, gdzie z jednej strony były argumenty typu, że przecież jest proboszczem i to jego obowiązek, a wikariusze mają swoje obowiązki i też nie wszystko z nim konsultują, a poza tym poświecił tyle czasu, żeby ten program przygotować, że szkoda było teraz to zmarnować, to jednak wiedział, że powinien był usiąść z wikariuszami i wspólnie ustalić program. Był zły na siebie. I tej złości nie umniejszał nawet fakt, że od kilku dni bezskutecznie próbował usiąść z wszystkimi wikariuszami przy stole.

***
- Szczerze mówiąc, to tutaj zawsze zaczynaliśmy od bloków, a to z tej prostej przyczyny, że w okresie świątecznym ludzie z bloków przynajmniej w sporej części mają jeszcze wolne i łatwiej zastać ich w domu – komentował Daniel uważnie przyglądając się kartce z wydrukowanym programem kolędy, a właściwie z „propozycją programu”, bo tak ostatecznie nazwał efekt swojej pracy Mateusz.
- Ale ci z Broadwayu też jeszcze mogą mieć wolne – nieśmiało zauważył Dawid, który podobnie jak Mateusz miał najkrótszy staż w parafii.
- Wolne to mają, ale często spędzają święta i Nowy Rok poza domem, a nawet za granicą. Dlatego tam kolędowaliśmy już po zakończeniu ferii świątecznych, kiedy już wszyscy pozjeżdżali do domu, a nie zaczynały się jeszcze ferie szkolne – skorygował go Daniel. - Może od razu powiem, jak było w poprzednich latach, od kiedy ja tu jestem, a z tego co wiem, to przede mną też było tak samo, bo poprzedni proboszcz, gdy chodzi o duszpasterstwo, wszystko przejął po swoim poprzedniku i nic nie zmieniał. A więc na pierwszy ogień szły bloki, potem Broadway, a na koniec Pińczyce, bo tam albo bezrobotni, czyli zupełnie obojętne kiedy tam pójdziemy, ale też sporo ludzi bardzo pobożnych, i w tym przypadku też można wyznaczyć dowolny termin, bo im zależy, aby księdza przyjąć, więc i tak się zwolnią z pracy. I powiem szczerze, Proboszcz, że ten program był całkiem logiczny, przynajmniej moim zdaniem, bo optymalnie się „wstrzelał” w tryb życia mieszkańców – zakończył Daniel odkładając na stół kartkę.
- Myślę, że Daniel ma rację – poparł kolegę Szymon, a wszyscy obecni nie mogli ukryć zdumienia, bo to był chyba pierwszy przypadek w ich wspólnej posłudze, żeby Szymon zgodził się w czymś z Danielem.
- Boże! Nie mogę w to uwierzyć, że się ze mną w czymś zgodziłeś! - powiedział Daniel.
- Jak mówisz coś mądrego, albo prawdziwego to zawsze się z tobą zgadzam – powiedział Szymon nie patrząc na Daniela.
- No przecież to jest pierwszy raz! - upierał się Daniel.
- I to najlepiej świadczy o tym, z jaką częstotliwością udaje ci się powiedzieć coś mądrego: raz na dwa i pół roku – uśmiechnął się Szymon, tym razem spoglądając na kolegę.
- Dobra, panowie, nie zaczynajcie znowu... - poprosił Mateusz, choć i on uśmiechnął się, bo rzeczywiście nie spodziewał się takiej jednomyślności u Szymona i Daniela. Natomiast Dawid się nie odzywał.
- A czemu ty, Proboszcz, chciałeś najpierw iść na Pińczyce, a bloki zostawić na sam koniec? - zapytał Daniel. - Bo przecież, to, że zawsze tak było, wcale nie oznacza, że dalej tak musi być, choć ja uważam, że akurat w tym przypadku lepiej nic nie zmieniać. Ale może ja czegoś nie dostrzegam, bo przecież nie patrzę proboszczowskim okiem. A wiadomo, między wami proboszczami, a nami, wikariuszami, zieje wieeeeelka przepaść – Daniel nie mógł się powstrzymać, żeby trochę nie pożartować.
- Daniel, przestań szydzić – powiedział Mateusz. - Szczerze mówiąc, to pomyślałem, że zaczniemy od Pińczyc, bo to najdalej od kościoła, a poza tym dla mnie dość podobne klimaty jak w poprzedniej parafii. Potem domki i na koniec bloki, bo najbliżej kościoła. Ale rzeczywiście myślę, że macie rację, więc po prostu zamienimy i zrobimy tak jak w latach poprzednich. Brzmi logicznie.
- Ale wiesz co, Proboszcz? - Daniel wyglądał na zadowolonego, ale widać było, że coś mu przyszło do głowy. - Ludzie tu są już tak przyzwyczajeni, że mają kolędę niemal w tym samym dniu co roku, że może rzeczywiście warto trochę tę rutynę zaburzyć. Może zachowajmy zasadę jeśli chodzi o dzielnice, ale poprzestawiajmy trochę kolejność w poszczególnych sektorach, bo ja mam takie wrażenie, że kiedyś ktoś ten program ułożył, że tak powiem pod niektóre rodziny, żeby miały w sobotę itd. A inni się skarżą, że u nich zawsze w środku tygodnia... Wstrząśnijmy trochę tym garnkiem! - powiedział Daniel i był bardzo z siebie zadowolony.
- A ja znowu się z tobą zgadzam! Niewiarygodne! - powiedział Szymon kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Mnie wszystko jedno, to mój pierwszy raz, więc też jestem za! - dodał Dawid.
- No to idziemy do kancelarii i mieszamy w tym garnku – powiedział Mateusz zadowolony, że ostateczny plan kolędy przygotują wspólnie.

***
Wreszcie nadszedł czas i na Pińczyce. Mateusz cieszył się, że sobie przypomni klimaty, do których zdążył się przywiązać, zwłaszcza że się okazało, że pierwsze dwie dzielnice parafii zaskoczyły go ilością odmów przyjęcia księdza po kolędzie. W Strzywążu odmawiała może jedna rodzina na 100 i byli to zwykle Świadkowie Jehowy. Tutaj w Pomyślu znacznie więcej. No ale właśnie wkraczał z ministrantem Wiktorem w wiejską część parafii i miał dobre przeczucia. Jednak mina powoli mu rzedła... Pierwsze trzy domy były zamknięte, choć w dwóch z nich świeciły się światła wewnątrz. W czwartym domu wreszcie ktoś mu otworzył. Jednak mężczyzna zmierzył go nieprzyjaznym wzrokiem.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Czy przyjmie pan księdza po kolędzie z Dobrą Nowiną? - zapytał Mateusz.
- A co mi tu ksiądz z Dobrą Zmianą wyskakuje? Ja jestem za opozycją demokratyczną! Dość tej „putynizacji” naszej Ojczyzny! Wstydu nie macie? I jeszcze żeby księża tę dyktaturę po domach propagowali. Nie ma na to mojej zgody! Mam robotę do zrobienia, wy też byście się wzięli do roboty, a nie ludziom w głowach zawracać! - mężczyzna, który był właściwie gotowy do wyjścia zamknął drzwi od domu i skierował się w stronę podwórza zanim Mateusz zdążył sprostować, że chodziło mu o Dobrą Nowinę, a nie o zmianę.
- Szczęść Boże! - zdążył jeszcze krzyknąć w stroną odchodzącego mężczyzny.
- Nie trzeba! O swoje szczęście sam zadbam! - odkrzyknął i zniknął za rogiem.
Kiedy po kilku minutach Mateusz wraz z ministrantem wychodzili z sąsiedniego domu dobiegły ich głośne przekleństwa. Na drodze wyjazdowej z podwórka stał traktor, a zwolennik opozycji demokratycznej klął na czym świat stoi bezskutecznie próbując otworzyć klapę od silnika.
- Czy mogę panu jakoś pomóc? - zapytał Mateusz.      

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!