TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 13:22
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Jak nakręcić biskupa?

Jak nakręcić biskupa?

Temat obecności Kościoła w mediach, a także sposobu w jaki pokazywani są w nich choćby księża czy biskupi wydaje się być ciągle argumentem trudnym i kontrowersyjnym. A przecież to nie jest tak, że nie mamy nic dobrego i pięknego do pokazania, zarówno jeśli chodzi o przeszłość, jak i teraźniejszość. A więc jak to jest?

Śp. biskup Zygmunt Pawłowicz jako świadek codziennego „grillowania” duchowieństwa katolickiego w tzw. „mediach” wspomniał kiedyś swoją przygodę z „Dziennikiem Bałtyckim”. Otóż w połowie lat 90. XX wieku zadzwonił do niego jakiś miły pan redaktor i zadał parę niewinnie brzmiących pytań. Ksiądz Biskup odpowiedział dokładnie dwa zdania, krótko i na temat. Ku swojemu zdumieniu nazajutrz ujrzał dwustronicowy wywiad ze sobą w roli głównej, w którym to tekście prawdziwe było chyba tylko jego imię i nazwisko. Odtąd na pytania prasy niekatolickiej odpowiadał już tylko dwoma słowami, nie zaś zdaniami. A że był człowiekiem wielkiej kultury osobistej odpowiadał niezmiennie: „Dziękuję, nie”.
Chociaż był również pisarzem i wydawcą, znającym z autopsji np. PRL-owskie zjawisko reglamentacji papieru na książki ważne i potrzebne (autor m.in. „Kościół i państwo w PRL. 1944 - 1989”), dopiero jednak w tzw. „wolnej Polsce” przekonał się na własnej skórze, jaka jest różnica pomiędzy własnym a cudzym kanałem dystrybucji. Wybór jest mniej więcej taki, jak pomiędzy być albo nie być. Nie posiadam przekrojowej wiedzy na temat doświadczeń innych hierarchów. Niektórzy jednak (a wielka szkoda) postanowili po prostu nie być, inni zaś - na odwrót - ale różnie bywało z rezultatami, nie zawsze dobrze.

Nasz człowiek wśród Eskimosów
I zapewne taki sam los spotkałby ks. biskupa Wiesława Antoniego Krótkiego OMI, o którym chcę dzisiaj napisać. Praca wśród Inuitów (tak nazywa się w Kanadzie Eskimosów – nie wiem, czy z poprawności lingwistycznej, czy politycznej) była jego marzeniem praktycznie od dzieciństwa. Urodził się w beskidzkiej Jaworzynce – tam gdzie stykają się Polska, Czechy i Słowacja. Jego rodzina wspominała, że nawet w najostrzejsze zimy spał przy otwartym oknie, a wieczorami, gdy inni najchętniej grzali się przy ogniu, on siedział na progu domu na mrozie i patrzył w gwiazdy. A poza tym był normalnym wiejskim chłopakiem. Wstąpił do Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, którzy mówią o sobie, że są specjalistami od misji najtrudniejszych. Kiedy usłyszał, że zgromadzenie potrzebuje śmiałków do pracy na Północy Kanady, wśród dalekich od tzw. cywilizacji Inuitów – wiedział, że o to mu właśnie w życiu chodziło. Polacy jeszcze nigdy wcześniej tam nie pracowali.
Okazało się, że był to „strzał w dziesiątkę”. Potwierdzeniem jego drogi powołania stała się nominacja biskupia na stolicę Churchill-Hudson Bay. 2 mln. 300 tys. km2 lodu, śniegu i wody. Jest to największa obszarowo na świecie diecezja katolicka. I chyba najrzadziej zaludniona. Na wspomnianym obszarze rząd naliczył 30 tys. dusz, z czego 10 tys. katolickich. Z posługą do chorego można jechać skuterem przez śnieg w 60-stopniowym mrozie przez ładnych kilkanaście godzin. Krąży nawet taki mało budujący, acz bazujący na faktach dowcip: „Z okazji jubileuszu 25 lat kapłaństwa przyjeżdża misjonarz z Północy na rekolekcje swojego zakonu i przystępuje do spowiedzi: Moja ostatnia spowiedź była ok. 10 lat temu. Jak to – prawie krzyczy zgorszony spowiednik – masz prowadzić innych do Boga, a o siebie nie dbasz? Dbam jak mogę – odpowiada. Ale do najbliższego spowiednika mam 1200 km i mogę tam dotrzeć tylko samolotem. No i co – pyta spowiednik? Ano, odpowiada misjonarz, jak mam lekkie grzechy – to aż szkoda na paliwo. A jak mam ciężkie – to boję się lecieć”. Nie wiem, u kogo spowiadał się sługa Boży ks. Władysław Bukowiński (zm. 1974 r.) podczas długich i męczeńskich lat swojej posługi w Kazachstanie, na którego ogromnych połaciach był najprawdopodobniej jedynym kapłanem katolickim, więzionym i ukrywającym się za marną posadą stróża. Odjąwszy sowieckie represje – klimaty podobne. Diecezja biskupa Wiesława to siedmiu kapłanów i dwie siostry zakonne – na tak wielki szmat ziemi.

Dobry temat na film
Być może wielu z Państwa nie słyszało dotąd ani słowa o Polaku na najrozleglejszym biskupstwie na świecie. Ja dowiedziałem się o nim przygotowując się do własnego wyjazdu do Kanady. Pomyślałem – to będzie chyba święty, bo że wariat – to na pewno. Rozmawiając jeszcze w Polsce z jedną z parafianek o Kanadzie wspomniałem o tym „odkryciu”. Na co ona: „Ale my się z Wiesiem znamy, bo z mężem budujemy w Jaworzynce dom (pielgrzyma?), niedaleko jego rodzinnego domu”. Słowo do słowa narodził się pomysł na film o biskupie, a w celu jego produkcji i dystrybucji została powołana specjalna fundacja pod nazwą Fundacja Globalna Wioska. Schody zaczęły się jednak nie od pieniędzy, czy ludzi. Główną przeszkodą była znana już nam, roztropna skądinąd odpowiedź biskupa: „Dziękuję, nie”.
Okazało się, że takich chętnych na film było wcześniej dużo więcej. Przyjechała nawet na Północ jakaś ekipa, która niby to chciała przedstawić pracę duszpasterską, ale jakimś dziwnym trafem wyszedł im film o samobójstwach wśród Inuitów (zderzenie cywilizacyjno-administracyjne z Koroną w połączeniu z klimatem i dietą, do której wcześniej nie nawykli oraz bardziej osiadłym trybem życia robią jednak swoje) i o tym, że Kościół nic nie jest z tym w stanie zrobić (eo ipso – jest unieważniony). Treści kolejnych pomysłów tzw. „mediów” na zagospodarowanie tematu możnaby się spodziewać już tylko bardziej zdeprawowanych. A może nawet ktoś próbowałby narracji, że i dzieci… tego, no… Trudno się więc dziwić, że na hasło „Telewizja” (wszystko jedno, czy Narodowa, czy Kolorowa) biskup, dzielny przecież człowiek, dostawał gęsiej skórki itp. objawów.
Jedynym sposobem na pokazanie jego pracy okazała się realizacja projektu przez „insidera” – swojego człowieka, którym stała się w sposób naturalny wspomniana już jako „parafianka” Renata Kołacz – z wykształcenia ekonomistka i początkujący producent filmowy. Za pozwolenie na realizację Biskup otrzymał w zamian przede wszystkim gwarancję pełnej kontroli nad treścią. Przed premierowym pokazem na Toronto Polish Film Festival (tu trzeba oddać sprawiedliwość Konsulatowi RP w Toronto i Zarządowi Festiwalu) główny bohater filmu całość obejrzał osobiście i przekazał jeszcze ostatnie uwagi. Ale na tym się problemy nie skończyły.

A co z dystrybucją?
Ponieważ Renata jest osobą bardzo kontaktową i sporo osób ją kojarzy, poszła do kilku znanych jej z własnego podwórka polityków „dobrej zmiany”, w tym do jednego z prominentów MKiDN. Wszystko ładnie i sympatycznie. Tylko, że filmu w telewizji „Narodowej”, choćby lokalnej, umieścić się nie dało, choć pracowali nad nim fachowcy pierwszej wody. Mamy więc w przestrzeni publicznej „Kler”, a „Anty-Kleru” – ani widu, ani słychu. Ponieważ dwutygodnik „Opiekun” nie jest miejscem na wylewanie żalów i frustracji, ale na prostowanie myślenia i działania, co odbywa się poprzez prawe zrozumienie rzeczywistości – chciałbym zapodać taką oto konkluzję: Jeżeli dziwimy się czasem, że o tylu ciekawych sprawach i osobach żyjących dla Polski i Kościoła wiemy tyle co nic, to stoją za tym przeszkody wielowymiarowe i nieoczywiste. Choćby bowiem np. dany biskup miał budżet i coś do pokazania – poza tzw. „mediami katolickimi” – musi się poważnie zastanowić, kto i co ma zamiar powiedzieć o tym, co samo w sobie jest święte i budujące. A potem jeszcze zapytać – co z dystrybucją?
W tym miejscu wracam do filmu o Księdzu Biskupie pod niepozornym tytułem „Lekarz Dusz”. Nie obejrzycie go w telewizji, podobnie jak wielu innych treściwych rzeczy, ale na szczęście, jeśli ktoś jest zainteresowany, można go nabyć na stronie wydawnictwa „Klinika Języka”, którego inne produkty mieliście już okazję poznać na łamach Waszego dwutygodnika. W drodze jest jeszcze film o polskim Oblacie, którego nazwiskiem po 50 latach posługi mieszkańcy Cejlonu nazwali jedną ze swoich osad i o tym, jak Sri Lanka wygląda 10 lat po wojnie domowej. Ale to temat na kolejny artykuł. Na razie zobaczymy, czy jest zapotrzebowanie na obraz Kościoła oddający słowo za słowo, nie zaś dwie strony za dwa zdania. I na piękne, artystyczne widoki kanadyjskiej Arktyki, o której jeszcze w nadchodzącej dekadzie będzie pewnie głośno.

Tekst ks. Filip z Kanady
Zdjęcie: Biskup Wiesław Antoni Krótki OMI

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

~ ks. Krzysztof
2019-03-14  /  23:40

Ciekawy film.
Odżywają myśli, żeby zostać misjonarzem. Niekoniecznie mroźne rejony Kanady... Bardziej Azja, Daleki Wschód.
Dziekuję twórcom filmu i Opiekunowi za przybliżenie tego ciekawego materiału

~ ls. Krzysztof
2019-02-21  /  16:17
Zgłoszony

Domyślam się, że zdjęcie nie jest z Kanady... może z Jaworzynki?