TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 03:43
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Inka

Inka

Jakiś czas temu oglądałam świetny film. „Inka 1946” (dostępny w internecie). Naprawdę nazywała się Danuta Siedziakówna. We wrześniu minęła 85. rocznica jej urodzin. Dzięki temu, że kilkadziesiąt lat temu „zachowała się, jak trzeba”, tych urodzin nie świętowała. Za to, że nie sprzedała dowódcy mimo tortur i pozostała wierna złożonej przysiędze, została zamordowana na tydzień przed swoimi 18. urodzinami przez NKWD.

Z Inką zetknęłam się już nieco wcześniej, ale zupełnie biernie i bez jakiejkolwiek refleksji. Powodem było graffiti. Zdarzają się czasem w Kaliszu takie fenomenalne rzeczy. Graffiti na murze w jednym ze skwerów upamiętnia poległych żołnierzy. Ktoś wpadł na pomysł, żeby wyróżnić w ten sposób właśnie Inkę. Idea mi się spodobała, ale co z tą Inką i co to za jedna, zupełnie nie wiedziałam. Pędu do zdobycia takowej wiedzy też nie poczułam. Nie rzuciłam się w sieć, by wygrzebywać mniej lub bardziej istotne informacje, nie przekopywałam tomów papiero - i e-encyklopedii. Graffiti jak graffiti i jakaś tam żołnierka. Ale niedawno mój znajomy na popularnym portalu społecznościowym zamieścił link do teledysku historycznego o Ince. Teledysk do piosenki Kasi Malejonek „Jedna chwila” przygotował Instytut Pamięci Narodowej we współpracy z Fundacją Niepodległości oraz Michałem Wilczkiem i Grzegorzem Pastuszakiem. Teledysk jest genialny. Jak genialna jest historia Inki, do której wtedy sięgnęłam. Przede wszystkim przez wspomniany film.

Film jest mocny, przejmujący, ale dla mnie jednocześnie niezwykle piękny. A Inka? Była sanitariuszką 5. Wileńskiej Brygady AK. Nastolatką o niesamowitej sile ducha i charakteru. Zakochaną. W ojczyźnie, w wolności, w Bogu. Pokazują to sceny, które szczególnie do mnie przemawiają. I nie są to momenty należące do tych najbardziej hardcorowych, pokazujących, przez co przechodziła Inka. Choć one też są ważne, gdyż nie pozostawiają złudzeń co do brutalności zaistniałych zdarzeń. Mnie jednak ujęły dwie sceny - gdy Inka składała przysięgę i gdy w więzieniu odmawiała modlitwę „Ojcze nasz”. Jej modlitwa musiała być pełna mocy. Przecież wiedziała, że czeka ją śmierć. W takiej sytuacji nie ma miejsca nie tylko na „bozie” i „paciorki”, ale i na wyżyny recytatorskiego kunsztu, mające zapewnić nam (i ewentualnie Panu Bogu) dobre samopoczucie.

Inka należy do żołnierzy wyklętych. Bo wolała umrzeć. Choć to głupie takie. Mogła przecież zostać lekarzem i ratować życie ludziom. Albo prawnikiem. Policjantką. Księgową. Matką Polką rodzącą zdrowe i piękne dzieci - kolejnych obywateli naszej ojczyzny. I oni wtedy też tymi lekarzami, prawnikami, inżynierami... I wnuki. I prarararawnuki. Tylu obywateli i obywatelek nie ma. Bo dla pewnej nastolatki ważniejsze było, żeby może inne matki Polki rodziły, ale za to w wolnym kraju. Tak po prostu. Żeby dzisiaj inne nastolatki (i ich starsze koleżanki) mogły z jasnym spojrzeniem i uśmiechem biec ulicą. Bez lęku. Niosąc marzenia i zmartwienia. Bo „to dla ciebie kropelka Polski, daj ją dzieciom, gdy nie wiedzą, o czym śnić”. Jej śmierć to rzeczywiście kropelka. Nic więcej. Ale nie była to jedyna kropla - osobiste wybory żołnierzy wyklętych stworzyły morze. Morze wolności, z której dziś możemy czerpać całymi garściami. Dobrze jest spojrzeć za siebie i zobaczyć, że to, co mamy, to nie jest jakaś darmocha i tani chłam, ale niezwykle cenny prezent od tych, co żyli chwilę przed nami. Dlatego ważne są takie inicjatywy jak płyta „Panny Wyklęte” zespołu Maleo Reggae Rockers.

Takie rzeczy dzieją się także u nas – dzięki Jakubowi Tomalakowi i innym zapaleńcom już wkrótce będziemy mogli posłuchać koncertów Pieśni o Polsce.

Katarzyna Strzyż

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!