TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 14:53
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Dwa sierpniowe dni

Dwa sierpniowe dni

Czy to przypadek, że wielcy czciciele Maryi, odchodzili z tego świata w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny lub dokładnie w dniu tej uroczystości?

Kiedy w kwietniu 2005 roku Jan Paweł II przeszedł do domu Ojca, dziennikarze prześcigali się w podkreślaniu, że polski papież zmarł w wigilię święta Miłosierdzia Bożego. Święta, które sam ustanowił. Dodawali przy tym, że to zadziwiający zbieg okoliczności. Wielu niezwykłych ludzi Kościoła przechodziło z życia ziemskiego do wiecznego w dniach, w których przypadają ważne święta czy uroczystości albo w ich przededniu. W tym, w uroczystość Wniebowzięcia Maryi. Są wśród nich tacy święci jak choćby Stanisław Kostka, św. Dominik Ibanez de Erquizia, św. Franciszek Shoemon, bł. Elżbieta Renzi, bł. Feliks Yusta Cava, Sługa Boży Michael J. Mc Givney czy bohaterski ks. Ignacy Skorupko, o beatyfikację którego modli się wielu naszych rodaków. Nie sposób opowiedzieć tutaj o nich wszystkich, dlatego skupię się głównie na dwóch.

Św. Jacek Odrowąż

Wielkim czcicielem Maryi był pierwszy polski dominikanin św. Jacek Odrowąż. Który, nawiasem mówiąc, przyjął habit zakonny z rąk samego św. Dominika. Słynął m.in. z tego, że wędrując jako misjonarz odmawiał Różaniec i powierzał się nieustannie Matce Chrystusa.

Maryja objawiła mu się nawet w wielkiej jasności, w wigilię uroczystości Wniebowzięcia, kiedy to będąc jeszcze w Krakowie, gorąco modlił się przed jej ołtarzem. Miała wtedy powiedzieć: „Synu Jacku, wesel się, ponieważ twoje modlitwy miłe są przed obliczem Syna mego, Zbawiciela, i o cokolwiek prosić będziesz za moim wstawiennictwem, uzyskasz od Niego”.

Legenda głosi, że św. Jacek Odrowąż, gdy musiał w czasie najazdu Tatarów na Kijów opuścić miasto, pobiegł do klasztoru i zabrał ze sobą Najświętszy Sakrament, by go uchronić od zniewagi. Owinął go w płótno i ruszył czym prędzej ku drzwiom świątyni. I wtedy usłyszał kobiecy głos: „Jacku, dlaczego to czynisz? Zdumiony nie zastanawiając się, kto wypowiedział pytanie, które było jednocześnie oskarżeniem w myślach sam siebie zapytał: Ale co ja uczyniłem? I kto do mnie mówi? Wówczas ten sam głos powtórnie rozległ się w kościele: Jacku, dlaczego to czynisz? Zabierasz mego Syna, a mnie chcesz opuścić i pozostawić na niechybną zgubę? Jacek odwrócił się w stronę bocznego ołtarza, gdzie na podwyższeniu stała alabastrowa figura Matki Boskiej trzymającej małego Jezusa. I pojął, że to Najświętsza Panienka przemówiła do niego. Drżąc z przejęcia, uklęknął przed figurą i wyszeptał: Matko Boża, wybacz, że nie pomyślałem o Tobie, lecz jakże ja słaby zakonnik mam Cię ponieść w daleką i niebezpieczną podróż? Maryja odpowiedziała: Jacku weź tę figurę z wyobrażeniem moim i mego Syna i nie lękaj się. Sił masz dosyć, aby zanieść mnie w bezpieczne miejsce. Nie musisz się również obawiać o swoich współbraci, będę czuwała nad Wami”. Dziś tę figurę, zwaną Matką Bożą Jackową można zobaczyć na własne oczy w katedrze w Przemyślu.

Św. Jacek Odrowąż odszedł do nieba 15 sierpnia 1257 roku. W ikonografii przedstawiany jest w habicie dominikańskim, z monstrancją w jednej ręce i figurą Matki Bożej w drugiej.

Ojciec Kolbe

„W ostatnich dniach lipca 1941 roku pracowałem razem z ojcem Maksymilianem w komandzie Landwirtschaft przy żniwach – czytamy we wspomnieniach Franciszka Gajowniczka, mężczyzny za którego Święty poszedł dobrowolnie do celi śmierci. – Mniej więcej po obiedzie zaczęły wyć syreny obozowe, bo jeden z więźniów, mieszkaniec bloku nr 14, zbiegł z obozu. Kilka godzin później okazało się, że uciekinierów było więcej. Hitlerowcy postanowili więc ukarać za tę ucieczkę dziesięciu niczemu niewinnych więźniów. Wybierali losowo w czasie wieczornego apelu. Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: Ach, jak mi żal żony i dzieci, które osierocam i ze świadomością, że będę ofiarą śmierci głodowej, wyszedłem z szeregu i udałem się do grupy nieszczęśliwych. Słowa moje usłyszał ojciec Kolbe. Wyszedł z szeregów i zbliżył się do lagerführera Fritzscha. Ten zapytał tłumacza: Czego chce ta polska świnia? Ojciec Maksymilian, wskazując na mnie, wyraził po niemiecku chęć pójścia za mnie na śmierć. Fritzsch kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął ojciec Kolbe”. „Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci. Nim rozeszliśmy się do bloków, przemaszerowało owych dziesięciu przed naszymi szeregami i wtedy zauważyłem, że słaniający się na nogach ojciec Kolbe podtrzymywał słabszego od siebie skazańca, który nie mógł iść o własnych siłach” – opowiadał Władysław Święs.

Brunon Borogowiec wspominał, że z celi skazańców słyszano codziennie głośne odprawianie modlitw, do których przyłączali się więźniowie z sąsiednich cel. „Ojciec Kolbe trzymał się dzielnie – podkreślał Borogowiec - nie prosił i nie narzekał, dodawał otuchy innym, wmawiał współwięźniom, iż uciekinier się odnajdzie i zostaną wypuszczeni. Poza tym, słyszałem pewnego razu, jak esesmani mówili między sobą, że takiego klechy jak Kolbe nie mieli jeszcze w obozie. Nie kpili. W ich głosie słychać było podziw”.

Tymczasem skazańcy umierali: po trzech tygodniach pozostało czterech, wśród nich o. Kolbe. Dla Niemców żyli zbyt długo. Cela była potrzebna dla nowych ofiar. 14 sierpnia, we wigilię święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, przyprowadzili kierownika izby chorych, który każdemu ze skazanych dał dożylny zastrzyk kwasu karbolowego. Ojciec Maksymilian z modlitwą na ustach sam podał ramię katu.

15 sierpnia o siódmej rano, w krakowskim mieszkaniu obudziła się ze snu Marianna Kolbe. „Gdy zaczęłam poranną modlitwę, usłyszałam delikatne jakby pukanie do drzwi, które otworzyły się i nagle zobaczyłam swojego syna w habicie – wyznała w jednym z listów. – Był radosny, twarz miał uśmiechniętą i otaczało go przedziwne światło”. Pani Kolbe zaniemówiła, wyczuwała, że chociaż widzi syna, to jednak jego postać wygląda inaczej. Zapytała: „Synu, czy Niemcy ciebie puścili?” W odpowiedzi usłyszała: „Nie martw się o mnie matko, tam gdzie jestem, jest pełnia szczęścia”. Marianna Kolbe zrozumiała, że syn na pewno nie żyje. Wkrótce otrzymała oficjalną wiadomość o jego śmierci.

Posłaniec Królowej Polski

Muszę jeszcze króciutko wspomnieć o słudze Bożym ks. Giulio Mancinellim. 14 sierpnia 1608 roku Jezuicie objawiła się Maryja i poleciła, aby nazywał ją Królową Polski. Wiadomość o tym objawieniu rozpoczęła szerzenie kultu Królowej Polski Wniebowziętej w Rzeczpospolitej. A ks. Mancinelli zmarł dokładnie 10 lat później, tj. 14 sierpnia 1618 roku. 

Tekst Aleksandra Polewska-Wianecka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!