TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 07:55
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Do głębi serca!

Do głębi serca!

Szok, jaki przeżył świat patrząc bezradnie na globalną pandemię, powoli mija. Nowe newsy, emocje, codzienność wypierają go, choć dalej kładzie się cieniem na rzeczywistość. Ot, życie. Podobnie, jak to miało miejsce w Polsce w przeszłości po odejściu św. Jana Pawła II i katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.

Doniesienia o zamordowaniu kilkuset chrześcijan w Jemenie, bombach, które ciągle gdzieś wybuchają zabijając niewinnych ludzi, zauważają już tylko niektórzy. - To daleko od nas - zapewne wielu myśli. Nie dociera tam CNN, nie utrzymują korespondentów telewizyjni potentaci. Bo i po co? Biedota, niewarta uwagi. Ważniejsze są wybory w USA, w Polsce Strajk Kobiet, ciąg dalszy partyjnej nawalanki, jaka codziennie wylewa się z newsroomów serwisów informacyjnych, wulgarność, hejt i ocean kłamstw, które zresztą już coraz mniej nas poruszają. Wraz z wiosenną ramówką ruszą zapewne nowe edycje ogłupiających programów TV. Po raz kolejny „objawi się” polityczna poprawność, która nakaże wielkim tego świata „zachować się jak trzeba” wedle kategorii przypisanych liberalnemu społeczeństwu. To są newsy!

Iluminacja
15 kwietnia 2019 roku spłonęła katedra Notre Dame. Światowe serwisy transmitowały tragedię na żywo. Kamery pokazywały ludzi pijących kawę i patrzących bezradnie na płomienie. Pośród wielu pytań, jakie wtedy padły, pojawiło się i takie:
- Czy łuna nad Notre Dame stanie się iluminacją narodowej duszy Francji?
- Może… Oby tak się stało - odpowiadali inni. Podczas relacji live realizator uchwycił inny od powtarzanych w koło obrazek: na paryskim, mokrym od deszczu bruku, klęczała razem z księdzem gromadka ludzi. Modlili się na różańcu. Patrzyli w stronę pożaru. Szybko oko kamery „odjechało” w inne miejsce. Dziwni ci chrześcijanie…
Dziś minęły blisko dwa lata od tamtych chwil. Czy paryska łuna rozświetliła dusze Francuzów? Nie. W wielości łun, zgliszczy, których obrazy codziennie fundują nam media, ta była tylko jedną z wielu. Jeśli dusza jakiegokolwiek kraju, który burzy świątynie albo zamienia je na puby i kluby, ma ożyć, to stanie się to dzięki klęczącym na paryskim bruku młodym ludziom. Trzymającym w dłoniach różańce, śpiewającym zapomniane pieśni religijne. Budzącym tym samym ciekawość obserwatorów, ale i zażenowanie, konsternację rządzących, że oto w sercu szczycącego się swoją laicite kraju, znalazła się pokaźna gromada dziwaków, którzy wiedzą - parafrazując słowa św. Jana Pawła II - co mają zrobić ze swoim chrztem.
Czy poganiającą Europę - nas, Polaków także - jest w stanie poruszyć jakakolwiek łuna pożaru, zgliszcza utopijnych idei? Jaki będzie świat po pandemii? - pytamy dziś. Czy będzie lepszy? Wiosną ubiegłego roku, kiedy zatrzymaliśmy się w zdumieniu, iż „takie małe coś” - wirus, może pokrzyżować wszystkim plany, wiele osób wyrażało podobną nadzieję. – Spokorniejemy, gdy zobaczymy, jak mało od nas zależy - mówili. - Będziemy bardziej cenić życie, odnajdziemy Nadzieję. Nauczymy cieszyć się każdą chwilą, sobą nawzajem. Większa będzie wdzięczność Bogu, że udało się ocalić osoby kochane, bliskie.
Ale to nieprawda. Świat przez pandemię stał się gorszy. Już to widać.
Aby w człowieku mogła dokonać się przemiana - taka, która poruszy go, zmieni optykę postrzegania świata - nie wystarczy spojrzenie na czyjeś nieszczęście z bezpiecznej perspektywy widza. Nawet wtedy, gdy towarzyszy temu potężna kumulacja emocji. To nic nie kosztuje – co najwyżej kilka złotych więcej, doliczonych do rachunku za wysłanie SMS na rzecz poszkodowanych. Jeśli to ma być jedyny koszt „świętego spokoju”, to cena nie jest nazbyt wygórowana.
Do wewnętrznej przemiany potrzebne jest odkrycie na nowo siły miłości, piękna człowieczeństwa. Zachwyt! Albo takie doświadczenie Boga, które nagle wywraca świat do góry nogami. Nie strach czy duchowy system nakazowo-rozdzielczy. One przynoszą co najwyżej złudzenie zmiany.

Przejęli się do głębi serca
We wtorek wielkanocny usłyszymy fragment z Dziejów Apostolskich, zawierający mowę apostoła Piotra po zesłaniu Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy. To był ten sam Piotr, który zaledwie siedem tygodni wcześniej tchórzliwie deklarował: „Nie znam Tego Człowieka”. Mówił do Żydów - tym razem z odwagą i determinacją: „«Niech cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego ukrzyżowaliście, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem». Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: «Cóż mamy czynić, bracia?» – zapytali Piotra i pozostałych Apostołów”.
Czy nam, chrześcijanom znużonym świąteczną powtarzalnością, rozleniwionym dobrostanem, który zawitał pod strzechy, rutyną wzmacnianą lukrowaną tradycją, bezpieczeństwem i nudnym ciepełkiem przeświadczenia, że „u nas i tak jest lepiej, niż na Zachodzie” nie brakuje owego biblijnego „przejęcia do głębi serca” nowiną o Jezusie Chrystusie, który przyszedł na ziemię, ponieważ Bóg „do końca nas umiłował”? Czy zastanawiamy się, co znaczy „do końca”? Chyba rzadko. Nie dotyka nas ta prawda. Bywa, że jawi się niczym mit ku pokrzepieniu serc. Jakby krzyż się nie wydarzył. Jakby skatowany Mistrz był hologramem, projekcją 3D! Złudzeniem! Jakby „historia Jezusa” niczym się nie różniła od mitologii, ekranizacji nieprawdopodobnych przygód bohaterów szklanego ekranu.
Co odpowiedział Piotr poruszonym słuchaczom? „Nawróćcie się [...] i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego. Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których Pan, Bóg nasz, powoła [...]. Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!”
Św. Łukasz odnotowuje, że grono wyznawców Chrystusa powiększyło się o „trzy tysiące dusz”. Ilu wytrwało? Ilu oddało swoje życie na świadectwo prawdzie? Nie wiemy.

Z poziomu ulicznego bruku
Tak, jak łuna nad Notre Dame nie stała się iluminacją duszy Francji, tak, jak nie odnowiły Polski katastrofa smoleńska, śmierć Jana Pawła II, pandemia, tak żadne kolejne poruszenia nie wywołają „przejęcia się do głębi serca” ludzi ochrzczonych, którzy zapomnieli o swoim chrzcie. Niezależnie od tego, na jakiej szerokości geograficznej mieszkają. I jakie mniemanie o sobie noszą. Podobnie jak nie sprawią tego napuszone deklaracje, utkane teologią - cytując klasyka - jak dobra kasza skwarkami, programy duszpasterskie. Odrodzenie, jeśli przyjdzie, zacznie się od modlących się ludzi, kochających całym serce Jezusa, gotowym oddać Mu całe swoje życie! Nie bojących się tego, co sobie inni o nich pomyślą, mających gdzieś ironię cyników i hejterów. Ludzi, którzy będą mieli w sobie niesamowite, wewnętrzne światło!
Odrodzenie rozpocznie się od żarliwych kapłanów, którzy nie zważając na opinie innych „pójdą w lud” bez lęku, że cokolwiek stracą ze swojego społecznego prestiżu. Nie obrażą się na świat, że taki niewdzięczny, zeszmacony, ale będą się starać dźwigać swoich braci i siostry z poziomu bagna, w jakim się znaleźli – często na własne życzenie. Cierpliwie i wytrwale.
Bóg w swoim miłosierdziu wskrzesi swoje królestwo na ziemi. Pokorą i miłością Jego dzieci. Ich wiarą i oddaniem. Zwyczajnością i odwagą. Nie musi być ich wiele. Przypomniał światu o swoim nieskończonym miłosierdziu za pośrednictwem skromnej siostry Faustyny, pogardzanego ojca Dolindo Ruotolo. Tak, jak to czynił po wielokroć. By nam jeszcze raz przypomnieć, że „myśli Jego nie są myślami naszymi, ani nasze drogi Jego drogami” (por Iz 55, 8).
I że w Nim nadzieja nie umiera nigdy.

Ks. Paweł Siedlanowski

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!