TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 11:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Czy ja jestem Charlie?

Czy ja jestem Charlie?

Temat jest oczywiście bardzo delikatny i na samym początku muszę z całym zdecydowaniem powiedzieć, że absolutnie potępiam jakiekolwiek ataki terrorystyczne, a zwłaszcza mordowanie ludzi, również w przypadku rysowników i innych członków redakcji nazywającego się satyrycznym pisma „Charlie Hebdo”. 

Mało tego, ja naprawdę, zanim zasiadłem do pisania tego tekstu, pomodliłem się za wszystkich zabitych:  „Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen”. Ponieważ głęboko wierzę, że po śmierci każdy stanie przed obliczem Chrystusa, to myślę, że oni też i musieli być bardzo zdziwieni, jeśli byli ateistami, a za takich się przynajmniej w publicznym etapie swojego życia podawali. Ale to już są sprawy, do których nie mam wglądu. Natomiast chciałbym podzielić się z Czytelnikami garścią refleksji, które nie mają ambicji bycia spójną oceną, bo i tutaj, niestety, nie mam pełnego wglądu w sytuację.

Podkreślając raz jeszcze moje potępienie dla morderstw muszę powiedzieć, że to co robili ci rysownicy na łamach swojego pisma było absolutnie obrzydliwe. Ja wprost nie mam słów, którymi by można adekwatnie ocenić ich produkcje. Absolutnie obrzydliwe w stosunku do chrześcijaństwa, islamu i judaizmu ortodoksyjnego. I dlatego nie mogę powiedzieć, że jestem Charlie, ponieważ nie mogę się identyfikować z autorami takich obrzydliwości i nie stanę w jednym szeregu z obrońcami tak rozumianej wolności słowa, czy żeby być bardziej konkretnym, takiej wolności ekspresji. To nie jest wolność ekspresji, to jest wolność do obrażania. To nie jest satyra, ale obraźliwe i agresywne szyderstwo z ludzi wierzących. I nie mogę się zgodzić z głosami niektórych komentarzy, że wobec chrześcijanstwa można sobie na takie rzeczy pozwalać, bo „Bóg w Europie umarł”, ale z muzułmanami sie nie powinno, bo dla nich religia to ciągle świętość. To rozróżnienie jest bzdurą. A wracając do rzekomej wolności słowa, to trzeba też przy tej okazji powiedzieć, że ta „wolność” w wykonaniu „Charlie Hebdo” była jednak wybiórcza, bo nie obejmowała żartów rasistowskich, czy z Holocaustu, a to znaczy, że jednak jakieś świętości mają.  

Choć znając podejście niektórych fundamentalistycznych grup muzułmanów, trudno odmówić racji tym, którzy twierdzą, że rysownicy ci wręcz się o śmierć prosili (notabene niektóre osoby z redakcji nie poruszały się bez ochrony, więc mieli świadomość zagrożenia), to jednak trzeba jasno powiedzieć, że kałasznikow nie może być odpowiedzią na choćby i najgorsze bluźnierstwa. Trzeba też powiedzieć, że tego właśnie uczy nas Ewangelia, żeby nie odpowiadać z kałasznikowa na najgorszą nawet podłość. Jak podkreślają niektórzy komentatorzy, to nie dzięki Wielkiej Rewolucji Francuskiej, której odpowiedzią na krytykę była gilotyna, ale właśnie dzięki chrześcijaństwu potrafimy nie odpowiadać przemocą na przemoc (fizyczną, czy intelektualną). Dlatego nie muszę być Charliem i nie muszę stawać w jednym szeregu z tymi, którzy dziś stają się obrońcami szyderczego periodyku.  

Co jeszcze dodać? Zauważyłem, że w wielu kręgach w Europie tragedia w redakcji periodyku wzmogła głosy domagające się zabronienia jakiejkolwiek symboliki religijnej w miejscach publicznych. Jakiejkolwiek religii. Oni naprawdę nie marnują żadnej okazji. A co do przyszłości, to jak się dowiadujemy z mediów, rząd francuski postanowił wesprzeć finansowo następny numer „Charlie Hebdo”, który dzięki temu ukaże się w nakładzie milionowym. Dodajmy, że dotychczas pismo ukazywało się w nakładzie nieco ponad 40 tysięcy egzemplarzy (w tym 12 000 w prenumeracie) i okres świetności miało za sobą. A także, że znakomita większość jego „żartów” dotyczyła katolików, zobaczymy co będzie w kolejnych numerach na topie.
Mam pewne obawy. 

 I całkiem na koniec: bestialskie mordy chrześcijan z wbijaniem ich głów na sztachety w płocie nigdy nie wywołały choćby połowy rezonansu medialnego, z jakim mamy do czynienia dzisiaj. I nie widziałem plakatów, koszulek i witryn z napisem „jestem chrześcijaninem”, ani maszerujących rządzących. Ale my i tak nie sięgniemy po kałachy.    

ks. Andrzej Antoni Klimek

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!