TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 12:21
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Człowiek ekunenizmu

Człowiek ekunenizmu

Przyszedł na świat w Szwajcarii, ale swoje życie związał z Francją. Niedługo minie 15 lat od śmierci Rogera Schütza-Marsauche’a, znanego jako brat Roger.

Żył według zasad Ewangelii, na wzór pierwszych gmin chrześcijańskich. Jego dążenia do pojednania wyznawców Chrystusa nie były tematem filozoficznych rozważań, lecz praktyką dnia codziennego. Wspólnota, którą założył, była widzialnym znakiem jedności dla podzielonego świata. Taizé miało być realizacją „przypowieści o komunii”.


Ubogi sługa komunii
Za fenomen można uznać fakt, że brat Roger konfesyjnie wywodzący się z protestantyzmu, gdzie nie istniało życie monastyczne, założył wspólnotę sięgającą korzeniami do Kościoła niepodzielonego. Jakaś głęboka więź łączyła go z tradycją katolicką: „Poruszony świadectwem życia mojej babci, idąc jej śladem, jeszcze jako młody człowiek odnalazłem swoją własną tożsamość chrześcijanina, kiedy pojednałem w samym sobie wiarę moich przodków z tajemnicą wiary katolickiej, nie zrywając komunii z nikim”. Babcia ewangeliczka nie miała oporów, aby uczęszczać na nabożeństwa do katolickiego kościoła. Napełniona była duchem braterstwa i pojednania. Brat Roger, na wzór swojej babci ze strony matki, był pełen pragnienia komunii. Świadectwo babci skłoniło go do urzeczywistnienia powołania, które zrodziło się w jego sercu.
Przeor ekumenicznej Wspólnoty Taizé był człowiekiem dialogu i modlitwy. Charakteryzowała go otwartość na drugiego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia czy wyznawanej wiary. Nie oceniał, nie krytykował. Nie pozostawał obojętny na potrzeby i cierpienie bliźnich. Sercem ogarniał świat i każdego człowieka z osobna. Wykorzystywał każdą okazję, aby szerzyć Dobrą Nowinę. W życiu kierował się radami ewangelicznymi. W Biblii szukał inspiracji. O sobie samym mówił, że jest „ubogim sługą komunii we wspólnocie”. Nie pretendował do bycia mistrzem duchowym, lecz pragnął być człowiekiem zasłuchania. Promieniował Chrystusem. Emanował pokojem i pogodą ducha. Przyoblekł się w prostotę.


Dzieciństwo i młodość
Przyszły przeor ekumenicznej Wspólnoty Taizé przyszedł na świat 12 maja 1915 roku w Provence, w wioseczce położonej we francuskojęzycznej części Szwajcarii. Był najmłodszy z dziewięciorga dzieci. Dzieciństwo brata Rogera było pełne radości, a dom rodzinny pełen ciepła. Do tego czasu beztroski wracał z sentymentem: „Wiele wspomnień kojarzy się z radością: dzień moich urodzin, kiedy zbiegałem ze schodów, żeby zobaczyć, czy piwonia w ogrodzie już się rozwinęła; odwiedziny cioci Adeli, która zabierała mnie na długie spacery i opowiadała tysiące zdarzeń z rodzinnej historii”. Matka nauczyła go szacunku, ufności i życzliwości dla każdego człowieka. W domu rodzinnym nabrał szczególnej wrażliwości na muzykę i śpiew. Jako dziecko ochoczo wysłuchiwał arii w wykonaniu matki, absolwentki Paryskiego Konserwatorium. To tłumaczy, dlaczego w Taizé zarówno muzyka, jak i śpiew są istotnymi elementami modlitewnych spotkań.
Młodość br. Rogera naznaczona była zmaganiem się z chorobą. Gruźlicę odczytywał jako łaskę daną od Boga. To był czas odkrywania drogi powołania. Czuł, że jego dusza bardziej domaga się uzdrowienia: „Kiedy wydawało się, że śmierć jest blisko, przeczuwałem: to, co w nas najgłębiej ukryte, bardziej niż ciało potrzebuje uleczenia. A uzdrowienie serca polega przede wszystkim na pokornym zaufaniu Bogu”. Dzięki chorobie przyszła refleksja, iż w życiu najważniejsze jest służenie drugiemu człowiekowi: „(…) źródłem szczęścia nie są ani cenione uzdolnienia, ani wielkie ułatwienia, ale pokorne oddanie samego siebie po to, by sercem pełnym dobroci rozumieć innych ludzi”.


Początki Wspólnoty Taizé
W 1940 roku Roger Schütz wyjechał do Francji, ojczystego kraju swojej matki, z pragnieniem założenia wspólnoty. Swoją podróż rozpoczął w Genewie. Za środek transportu służył mu rower. Burgundzka wioseczka Taizé, położona nieopodal benedyktyńskiego opactwa Cluny, wydawała się wymarzonym miejscem na osiedlenie się. Pierwszymi „gośćmi” brata Rogera byli Żydzi uciekający przed wojenną pożogą. Z uwagi na niebezpieczeństwo grożące jego życiu powrócił do Szwajcarii, gdzie poznał pierwszych współbraci. W genewskim mieszkaniu usytuowanym w pobliżu katedry codziennie się modlili. Wkrótce modlitwy zostały zainicjowane w samej katedrze. Br. Roger dostrzegał jak wielki „głód” modlitwy panuje wśród gromadzącej się tu młodzieży. Zapragnął skupiać młodych ludzi wokół Chrystusa. Jeszcze jako student teologii na uniwersytecie w Lozannie zapraszał kolegów chrześcijan do swojego rodzinnego domu. W domowym zaciszu odkrył, jak ważne są wspólnotowa modlitwa, rozważanie słowa Bożego i wymiana doświadczeń.
Po dwuletnim pobycie w Szwajcarii Roger Schütz wraz z towarzyszami powrócił do Francji. Choć warunki materialne w Taizé były trudne, to nigdy współbraciom nie brakowało chleba powszedniego. Sami niewiele posiadali, ale chętnie dzielili się tym, co mieli. W każdym napotkanym nieznajomym dostrzegali oblicze Boga. Brat Roger zrozumiał, że bieda nie polega na nieposiadaniu rzeczy materialnych, lecz na braku oparcia w drugim człowieku. Odtąd postanowił stać u boku najbardziej potrzebujących i opuszczonych. W 1949 roku siedmiu pierwszych braci zobowiązało się związać życie ze wspólnotą. Przyjęli celibat, postanawiając wieść swój żywot w prostocie. „Kiedy zastanawiam się – czytamy w zapiskach br. Rogera, czego spodziewaliśmy się po naszym życiu we wspólnocie, przychodzi mi na myśl taka odpowiedź: życia, w którym będziemy w stanie podejmować odpowiedzialność za innych, życia prostego pod każdym względem – w tym, jak mówimy, w spotkaniach, w dzieleniu się doświadczeniami, w tym, jak urządzamy nasze pokoje, w gościnności. Życia, które byłoby jak najprostszy język, w którym można usłyszeć Ewangelię”.

Justyna Majewska-Michy

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!