TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 12:23
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Camino de Santiago - dzień XXII

Camino de Santiago

Dzień XXII Ribadeo - Lourenza

Bardzo mi się podoba ta Galizia! Jak wiecie, już wczoraj wkroczyłem na teren ostatniego regionu na trasie mojej pielgrzymki i muszę przyznać, że dba się tutaj o pielgrzymów. Szczerze mówiąc na początku jest pewna dziwna niespodzianka związana z muszelkami, które wskazują kierunek pielgrzymowania. Tak to opisał w komentarzu do trasy jeden z pielgrzymów: „Ponieważ Asturia i Galizia rywalizują ze sobą (trochę tak jak Kielce z Radomiem w Polsce), to od tej pory muszle oznaczające Drogę Jakubową są odwrócone: w Asturii wskazują Santiago tak jak gwiazda – kometa tzn. brzuszkiem do przodu, a promieniami do tyłu; w Galizii jest to bardziej muszla, z której otwartego końca wychodzą promienie wskazujące drogę. Pierwszego dnia wymaga to koncentracji ;-)” Chociaż mój tato pochodził z kieleckiego, nic mi nie wiadomo na temat rywalizacji z Radomiem, natomiast pełna zgoda co do muszelek: na początku ciężko się połapać. Ale to jedyna niedogodność, ponieważ poza tą drobną uszczypliwością Galizia jest zdecydowanie najlepiej oznaczonym regionem. Na każdym słupku jest szczegółowa informacja z dokładnością co do jednego metra o dystansie, który dzieli nas od Santiago, a poza tym na początku każdej, powiedzmy, gminy (nie wiem dokładnie jak się dzieli administracyjnie Hiszpania) jest dokładna mapka z zaznaczonymi schroniskami, kościołami i innymi przydatnymi informacjami. Są również tablice witające i żegnające pielgrzymów. 

Chociaż w Ribadeo definitywnie pożegnaliśmy morze, to etap jest bardzo ładny, idzie się przyjemnie pośród lasów i pagórków i już o godzinie 14.00 docieram do albergue w Lourenza. Niestety, mimo tak wczesnej pory, jest już i tak za późno, aby się załapać na łóżko, więc po raz kolejny będę spał na podłodze. Przyjmująca nas hospitallera proponuje co prawda, aby zaczekać kilka godzin na miejscu, ponieważ ma przyjść ktoś, kto otworzy jakieś pomieszczenia na stadionie, gdzie mają być łóżka, ale szczerze mówiąc, nie chce mi się już nigdzie chodzić. Chcę się wykąpać, zrobić pranie i pójść do kościoła, w końcu dzisiaj niedziela i byłoby dobrze wreszcie celebrować Eucharystię na porządnym ołtarzu. Zwłaszcza, że w Lourenza znajduje się słynny klasztor benedyktynów del Salvador założony już w X wieku, nawet jeśli obecny kościół jest datowany na wiek XVIII. Ale ciekawostką jest to, że być może zadziwiająca fasada barokowa, posłużyła jako próba późniejszej konstrukcji katedry w... Santiago de Compostella. Tak, tak, taki lekki przedsmak tego, co nas czeka na końcu. Niestety o sprawowaniu Eucharystii mogłem tylko pomarzyć, bo popołudniu kościół i wszystkie obiekty klasztorne są pozamykane. A więc znowu Msza Święta polowa. Dzisiaj była Ewangelia o Marcie i Marii, siostrach Łazarza. „Marto, Marto, troszczysz się o wiele, a potrzeba tylko jednego”. Słowa jakby napisane dla naszej Iron Marty, gonionej przez ambicje i nie dostrzegającej nawet w tej pielgrzymce tego, co najważniejsze...

Kiedy wracam do albergue spotykam Maxa z Holandii. Ciekawa postać. Raczej niewierzący, choć nie jest to jego pierwsze Camino. Jest na trasie od niemal trzech miesięcy, zrobił ponad 2300 kilometrów. Po prostu wyszedł z domu i idzie do Santiago przez Holandię, Belgię, Francję i teraz Hiszpanię. To prezent, który sobie zrobił z okazji 60 urodzin. Kilka lat temu wylądował na bezrobociu w swojej rodzinnej Holandii i zgodził się na pracę za darmo, byleby tylko mieć płacone świadczenia ubezpieczeniowe, ale też zastrzegł sobie u swego pracodawcy, że kiedy skończy 60 lat, ten da mu trzy miesiące wolnego, aby mógł pójść na Camino. I teraz po trzech latach realizuje ten plan. Ale, jak wspomniałem, nie jest to jego pierwszy raz, ponieważ w przeszłości przez cztery lata z rzędu pielgrzymował ze swoim synem. Opowiada mi, że była to wspaniała przygoda, great experience, ponieważ kiedy zaczynali, syn miał czternaście lat i był jeszcze dzieckiem, a kiedy kończyli, był już właściwie młodym, siedemnastoletnim mężczyzną. Zaczęli w Holandii i po czterech tygodniach marszu wrócili do domu, do pracy, do szkoły, by po roku podjąć Camino w miejscu, w którym przerwali. I tak przez cztery kolejne letnie wakacje przeszli całość. Max powiedział mi również, że w Santander miał cztery dni przerwy, ponieważ przyjechali go odwiedzić córka z wnukiem. Wnuk ma trzy i pół roku i Max już oblicza, że da mu jeszcze z pięć lat i kolejne Camino chce zaliczyć z wnukiem. Podziwiam go. Kiedy pytam, co takiego jest w tym pielgrzymowaniu dla człowieka niewierzącego jak on, odpowiada, że kiedy czuje zbyt wielką presję, stres, wybiera Camino jako najlepsze antidotum.

Jestem szczęśliwy: nawet pranie zdążyło wyschnąć ;-) Tuż przed pójściem na spoczynek (na podłodze pod oknem) w księdze gości czytam wczorajszy wpis Polaka, który tu nocował. Pisze, że w sobotni wieczór idą na Mszę Świętą do miejscowego kościoła, bo kto wie, czy jutro w niedzielę, będą mieć taką możliwość. To piękne. I tylko u Polaków znalazłem taką notkę. I to też cieszy.

Pielgrzym

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!