TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:43
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Aby oddzielić światłość od ciemności

Aby oddzielić światłość od ciemności

Dopiero uczę się o tym mówić, dojrzewam. Postanowiłam napisać, być może ku przestrodze innym… Jestem nieuleczalnie chora. Świat mi się zawalił, nie mogłam uwierzyć: dlaczego właśnie ja? Jako osoba młoda, maturzystka planująca studia nie przyjmowałam do wiadomości tego, że teraz obowiązuje mnie dieta, regularne przyjmowanie leków i ograniczenia związane właściwie z każdą sferą. Ambicje nie pozwalały mi na zaakceptowanie swojej sytuacji.

Jezusa nie traktowałam jako lekarza, lecz jako Tego złego, który zsyła na mnie chorobę, cierpienie, bo choroba to zło. Mimo, że byłam wtedy we wspólnocie zaczęłam szukać szczęścia i miłości gdzie indziej. Zaczęłam chodzić na medytacje wschodnie, korzystałam z usług wróżki, potrafiłam w czwartek pójść do wróżki, w piątek na medytację, a w sobotę na Eucharystię i przyjmując Komunię św. nie widziałam w tym nic złego. Z czasem z premedytacją przyjmowałam sakramenty w myślach bluźniąc przeciwko Bogu, byłam zdolna opluć krzyż, wypluć Komunikant. Czułam w sobie ogromną nienawiść do Boga, ludzi, księży i wszelkiego sacrum. To wypływało ze mnie falami. Gdy próbowałam zbliżyć się do Najpiękniejszego, żałować za to, co zrobiłam coraz bardziej rósł we mnie strach przed… No właśnie - przed kim? Wydawało mi się, że przed Bogiem. Podczas modlitwy robiło mi się niedobrze, byłam coraz słabsza, rozkojarzona, kiedy przestawałam - odczuwałam ulgę. W kościele nie mogłam wysiedzieć. Byłam niespokojna, czułam się dosłownie jak obłąkana, nie mogłam patrzeć i słuchać ludzi pobożnych. W kontakcie z wodą święconą wzdrygiwałam się, jakby przestraszona, a potem zastanawiałam, co się ze mną dzieje. W tym potrzasku brnęłam dalej. Zaczęłam szukać innych form jak muzyka relaksacyjna, satanistyczna, biblia szatana, szeroko rozumiany okultyzm. Psychicznie nie dawałam rady, nie potrafiłam już dalej dźwigać całego ciężaru grzechów, przewinień, choroby. Źle sypiałam. Zaczęłam miewać koszmary. Czasem bałam się zamknąć oczy - widziałam wtedy twarz tak straszną, że nie do opisania. Nie chcę o tym pisać. Coraz częściej COŚ zrywało mnie ze snu, nie umiałam tego w żaden sposób wytłumaczyć. Ciągle czułam czyjąś obecność, nie byłam bezpieczna. Zaczęły pojawiać się myśli samobójcze. Nie radziłam sobie. Chciałam pójść do spowiedzi, ale nie potrafiłam. Czułam paraliż nie do przeskoczenia i totalną pustkę. Nie pamiętałam własnych grzechów! Na nic rachunki sumienia, rozmyślania. Pewnej nocy postanowiłam skontaktować się z Księdzem. Zaprosił na rozmowę, po czym skierował do egzorcysty. Byłam u niego raz i więcej nie miałam odwagi. Poprowadził spowiedź, rozgrzeszył, pomodlił się nade mną, zalecił częstą spowiedź, polecił modlitwę - gdzieś ją mam, muszę odszukać. Myślałam wtedy, że już będzie łatwiej, teraz tylko z górki. Jak się okazało szatan powrócił ze zdwojoną siłą. Mimo, że przystępowałam do sakramentu pokuty ciągle miałam poczucie, że czegoś nie wyznałam, coś od środka mnie niszczyło. Nawet, gdy mogłam przystąpić do Komunii św., nie robiłam tego. Bałam się, że wypluję Komunikant. Łatwo było odciągnąć mnie od Miłości Bożej, w którą nie wierzyłam i nadal mam z tym problem. W znacznym stopniu naruszyłam w sobie hierarchię, zaufanie do Boga, ludzi, do samej siebie. Stopniowo Bóg stawia na mojej drodze ludzi, którzy oddziałują na mnie w pozytywny sposób. Postanowiłam wrócić do wspólnoty. Jest to dla mnie ogromny krok w szukaniu Miłości, w odnajdywaniu się we własnej egzystencji, w egzorcyzmie. Nie umiem o tym otwarcie mówić. Chowam twarz za kartką papieru, monitorem komputera, słuchawką telefoniczną. Nie umiem jeszcze wybaczyć sobie własnej postawy wobec zła, które mnie zwodziło, a ja ulegałam. Grunt to przebaczyć sobie.. Zdrowie się nie poprawiło. Przyszły kolejne zespoły chorobowe. Moja walka trwa.

Ślę ogromne podziękowania dla
ks. Marka Muzyki i ks. Marcina Wiśniewskiego, którzy w miarę możliwości pomogli mi odszukać prawdziwą drogę. Nie mogę napisać, że jest dobrze, ale czuję, że w poszukiwaniu własnego dna jestem już chyba na finiszu. Z czasem wróciła świadomość, powróciła wiara, że może być inaczej - lepiej. Poniższy tekst powstał pewnej nocy, kiedy pierwszy raz od długiego czasu poczułam się bezpieczniej.

 

Bywałeś wraz ze mną…

Tam, gdzie byłeś mi najbardziej potrzebny,

wtedy, kiedy otaczała mnie ciemność.

Widoczny mniej lub bardziej - czuwałeś nade mną.

Ochraniałeś moje stopy, bym mogła powstać.

Otwierałeś moje oczy, bym mogła znów Cię ujrzeć.

Zasłaniałeś uszy, bym mogła usłyszeć Twoje słowa.

Broniłeś mego serca, bym mogła pokochać.

Byłam zamknięta, bez świadomości Twojej obecności.

Gdy odchodziłam nie opuszczałeś mnie.

Kiedy błądziłam przywoływałeś.

Byłeś o krok za mną, a ja zawsze mówiłam:

Nie!

Zbyt młoda albo zajęta.

Zapatrzona w modę lub zabawą pochłonięta.

Widzę tylko to co złe.

Ciemna otchłań pochłania moją duszę -

 Panie ratuj!

Krzyczę wzrok swój podnosząc ku górze.

Nie pozwól mi zginąć, nie oddalaj mnie od siebie!

Cisza…

A ty, co zrobiłeś dla Jezusa?

Natalia

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!