TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Kwietnia 2024, 06:52
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

70 lat po wybuchu

70 lat po wybuchu

W Hiroszimie spacer ma podobny wymiar, jak spacer w Oświęcimiu, tu się nie może „podobać”, choć z wiadomych przyczyn warto zobaczyć to niewiele, które zostało i u nas, i tam.


Jak pisałem w poprzednim numerze, jednym z powodów, dla których postanowiłem przybliżyć naszym Czytelnikom Japonię właśnie teraz, była obchodzona w tym roku okrągła siedemdziesiąta rocznica zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. W roku 1945, a dokładnie 6 sierpnia o godz 8.15 w Hiroszimie i 9 sierpnia o godz 11.02 w Nagasaki, Stany Zjednoczone zdecydowały się na użycie tej broni celem wymuszenia bezwarunkowej kapitulacji Japonii. Mamy listopad, miesiąc zadumy nad życiem i umieraniem, więc może dobrze będzie umieścić właśnie teraz w naszym cyklu japońskim tekst o Hiroszimie: ponieważ pierwsza bomba została zrzucona właśnie w tym mieście, a jeśli chodzi o Nagasaki, to tam będzie potrzeba kilku artykułów, aby opowiedzieć fascynującą i tragiczną historię tego miasta, które zasługiwało niegdyś na miano „małego Rzymu”.

To na pewno nie było konieczne

Zanim jednak przeniesiemy się do Hiroszimy nie można po raz kolejny nie zapytać, czy rzeczywiście, jak argumentują ludzie, którzy podjęli decyzję o użyciu broni atomowej, skróciła ona wojnę? Czy jest jakiekolwiek usprawiedliwienie dla zapłacenia aż tak wygórowanej ceny za zakończenie wojny i osiągnięcie bezwarunkowej kapitulacji Japonii? Warto przypomnieć, że atomowa rywalizacja toczyła się podczas II wojny światowej pomiędzy Ameryką i Niemcami i ta wojna została przez Amerykanów wygrana już w 1942 roku, ponieważ Niemcom nie udało się poczynić istotnych kroków naprzód w swoim projekcie, choć przed wojną, zdaniem specjalistów, dysponowali oni potencjałem, aby w ciągu kilku lat skonstruować broń nuklearną. Po kapitulacji III Rzeszy wiadomo było, że Japonia nie ma najmniejszych szans na produkcję bomby atomowej. U Japończyków bano się więc nie bomby, ale ich zaciekłości. Rząd japoński przekonywał o gotowości obrony wysp do ostatniego żołnierza.
Trzeba też pamiętać, że również wśród twórców bomby atomowej byli tacy, którzy uważali, że po kapitulacji Niemiec nie ma potrzeby jej użycia. Napisali nawet 11 czerwca 1945 roku, specjalne memorandum do rządu amerykańskiego, w którym proponowali, aby po prostu zaprosić japońskich obserwatorów na poligon i pokazać im straszliwe skutki wybuchu takiej bomby. Mogłoby to wystarczyć do zakończenia wojny. Niestety władze wojskowe nie zgodziły się na taki scenariusz. Dodajmy wreszcie, że na trzy dni przed próbną eksplozją ładunku nuklearnego na pustyni w Nowym Meksyku, która miała miejsce 13 lipca 1945 roku, i ostatecznie pokazała samym Amerykanom, jak porażające są skutki jej wybuchu (nawet oni się nie spodziewali takiej siły rażenia) do prezydenta Trumana dotarły informacje, że rząd japoński jest zainteresowany zawarciem pokoju. Japończycy postawiali jeden warunek: cesarz nie może być zmuszony do abdykacji ani postawiony przed sądem. Cesarza w ówczesnej Japonii uważano za istotę boską, więc nie dziwi nas taki warunek. Niestety, USA, Wielka Brytania i Chiny odrzuciły tę propozycję i 26 lipca 1945 roku wydały Deklarację Poczdamską (do której dopiszą się Sowieci po wypowiedzeniu wojny Japonii), w której wezwano Japonię do bezwarunkowej kapitulacji. Japonia nie przyjęła takich warunków i to wystarczyło, aby przesądzić los Hiroszimy.

Jakie jeszcze racje przemawiały za zrzuceniem bomby? Administracja Trumana przekonywała, że chodzi o ocalenie setek tysięcy, a nawet miliona istnień amerykańskich żołnierzy. Kiedy nawet najbardziej niszczycielski atak powietrzny czyli dywanowy nalot na Tokio w marcu 1945 roku nie zmusił Japonii do kapitulacji, planowano operację „Olympic” zakładającą desant 777 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Zrzucenie bomby atomowej było alternatywą. Pamiętajmy też, że na przygotowanie broni atomowej wydano około 2 miliardów dolarów, sumy wręcz niewyobrażalnej, a w dodatku ze względu maksymalną tajność projektu, nie zatwierdzonej przez Kongres. 

Jakby nie spojrzeć, na cele wytypowano trzy miasta Hiroszimę, Kokurę i Nagasaki, które nie miały żadnego znaczenia militarnego. Mało tego, Amerykanie przez cztery miesiące od podjęcia decyzji o użyciu broni atomowej, oszczędzali te miasta w bombardowaniach tradycyjnych. Chcieli na żywej tkance, cywilnej tkance, sprawdzić siłę nowej broni. Niestety chodziło o ludność cywilną, której nawet nie ostrzeżono, jak to miało miejsce przed nalotami konwencjonalnymi.

Suche fakty bez komentarza

26 lipca 1943 roku, na wyspę Tinian przybył krążownik USS „Indianapolis”, który dostarczył elementy bomby nazwanej „Little Boy”. 31 lipca montaż „Chłopczyka” został zakończony. Po południu 5 sierpnia bombę załadowano do maszyny pułkownika Paula Tibbetsa, o nazwie  „Enola Gay” (nr boczny 82). Razem z Tibbetsem miał lecieć bombowiec B-29 „The Great Artiste”, wyposażony w aparaturę kontrolno-pomiarową przeznaczoną do określenia efektów wybuchu oraz inny samolot z obsadą naukowców wyposażonych w kamery i sprzęt do fotografowania.

Start samolotu nastąpił o 2:45 dzień później, czyli 6 sierpnia. Piętnaście minut później inż. Parsons wraz z podporucznikiem Jeppsonem rozpoczęli ostatni montaż urządzenia detonującego. O 7:30 Parsons po raz ostatni wszedł do komory bombowej i uzbroił bombę. O 8.15.19 na miasto została zrzucona bomba atomowa. „Little Boy” eksplodował o 8.16.02 miejscowego czasu, 43 sekundy po zrzuceniu z „Enoli Gay”, 508 metrów nad dziedzińcem szpitala Shima, 170 metrów na pd.-wsch. od mostu Aioi, w który celował bombardier Thomass Ferebee. Wybuch miał siłę ok. 16 kiloton TNT. Szacuje się, ciągle jest wiele kontrowersji wokół dokładnej liczby, że zginęło około 30% populacji miasta (70-90 tysięcy mieszkańców). Z 76 tys. budynków w Hiroszimie, 70 tys. zostało zburzonych lub uszkodzonych, w tym 48 tys. całkowicie.

„Chłopczyk” i chłopczyk

Hiroszima dzisiaj nie różni się szczególnie od innych japońskich miast. A wręcz jest uważana za jedno z mniej ciekawych. Rzeczywiście, nawet moi przyjaciele Japończycy, nieszczególnie mnie namawiali na wizytę, ostatecznie argumentem, który przeważył, była położona w pobliżu wyspa Miyamjima, której liczne świątynie buddyjskie, a zwłaszcza Itsukushima shrine, a także charakterystyczna brama Tori podmywana falami oceanu, należą do miejsc polecanych we wszystkich przewodnikach, a i wyszukiwarki internetowe na hasło Japonia z całą pewnością nam je pokażą. A w samej Hiroszimie spacer ma podobny wymiar, jak spacer w Oświęcimiu, tu się nie może „podobać”, choć z wiadomych przyczyn, niewiele pozostało do zobaczenia. Na dobrą sprawę jest jedynie Katedra Bomby Atomowej, czyli jedyny ocalały po wybuchu budynek. Nie chodzi w tym wypadku o kościół, czy świątynię, ale dawny budynek Izby Przemysłowo-Handlowej, który zachował się tylko dlatego, że był zbyt... blisko eksplozji, bo zaledwie 150 metrów od miejsca, nad którym (600 m) wybuchła bomba. Uderzenie spadło na konstrukcję właściwie pionowo, z góry i dzięki temu ściany się zachowały. W promieniu trzech kilometrów nic innego nie pozostało... I stoi dzisiaj ta katedra, aby nikt nie zapomniał. 

Oprócz katedry są różne inne monumenty upamiętniające tragiczne wydarzenie: fontanna, dzwon pokoju, pomnik dziewczynki z żurawiem, wieczny ogień i symboliczny grobowiec cenotaf, zawierający karteczki z imionami wszystkich ofiar. W pobliżu pomnika dziewczynki z żurawiem miałem okazję uczestniczyć w czymś w rodzaju apelu poległych. Dzieci z jednej ze szkół w mundurkach (tutaj dzieci do szkoły chodzą w mundurkach) zgromadziły się wokół pomnika. Nie rozumiałem słów, które niemal wykrzykiwał chłopiec w imieniu kolegów i koleżanek, ale ból, który dało się wyczuć w jego słowach sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. Przypomniałem sobie wszystkie szkolne apele, w których kazano nam recytować w nie naszych sprawach... Denerwowało nas to i było tak rozbrajająco sztampowe i sztuczne. Tutaj doświadczyłem czegoś zupełnie innego. Ciągle poraża mnie zestawienie tego recytującego ze łzami w oczach chłopca i „Chłopczyka” (swoją droga jak można pieszczotliwie nazwać bombę masowego rażenia takim imieniem? A może tylko w ten sposób da się wytrzymać, biorąc udział w czymś tak makabrycznym? Używając eufemizmów? „Chłopczyk”, „Grubasek” - bomba z Nagasaki, aborcja, kontrola urodzeń, eutanazja, eugenika?) Ta rana ciągle krwawi, ale nie ma żadnej woli odwetu. Jest pamięć i pragnienie pokoju.  

Tekst i foto ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!